Podróż w czasie

W dobie mnogości platform streamingowych mamy dostęp do nieograniczonej wręcz ilości filmów i seriali. Wśród nich znaleźć można też te o podróżach w czasie, zawieszeniu w czarnej dziurze czy utknięcia w pętli czasowej. Pochłaniamy je z wypiekami na twarzy, jeśli taki gatunek oczywiście lubimy. Czy zastanawiamy się, jednak czy takie zdarzenia mogłyby faktycznie mieć miejsce? Czy przyniosły by więcej szkody czy pożytku? Patrząc na to, co się dzieje, można powiedzieć, że wiele udało by się naprawić, zrobić inaczej, czemuś zapobiec. Ale z drugiej strony, coś co naprawi jedno, wpłynie na drugie, już niekoniecznie korzystnie. Efekt motyla. To również film.

Za nami polskie preselekcje do konkursu Eurowizji. Konkursu, w którym nie odgrywamy istotnej roli, mimo dużej zagranicznej Polonii. Kto się w tym łapie, ten wie, że konkursu, w którym bardziej ceniony jest kicz niż rzeczywisty talent, a kropkę nad „i” stanowią stosunki polityczne, raczej nie uda się nam nigdy wygrać. Preselekcje wywołały jednak burzę i okazało się, że kraj podzielił się na zwolenników niejakiej Blanki oraz jej konkurenta Janna. Jedno kolorowe, drugie mroczne. Z pierwszym wykonaniem utożsamiono miłośników Zenka i przaśnej rozrywki, a więc, jak się ocenia, w większości zwolenników partii rządzącej. Jann z kolei miał być alternatywą dla tych, którzy mają się za „inteligentniejszych”, mimo że nie każdy utwór może zrozumiał i mu się podobał, no ale nie wypadało mówić inaczej, jeśli jest się przeciw PiS. Walka wyszła poza eurowizyjną scenę, a artyści stali się symbolami, przy okazji nabijając sobie wszelkie wyświetlenia w serwisach muzycznych i społecznościowych. Czy mając możliwość cofnęli by czas i nie wystąpili? Wątpliwie. Ważne by mówić, obojętnie jak.

W brodę plują sobie pewnie również w przeworskiej Radzie Powiatu, gdzie doszło do sytuacji, gdzie starosta nie jest w stanie przeforsować swoich wniosków, bo popiera go mniej radnych niż przewodniczącą, która ze swoich praw chętnie korzysta i pod pozorem przestrzegania porządku podczas obrad, nie zawsze dopuszcza do głosu starostę, gdy ten o to prosi. Kilka lat temu przewodnicząca została wybrana jednogłośnie i do pewnego czasu współpraca układała się wybornie. Później jednak nastąpił rozłam i coś się we wzajemnych stosunkach popsuło. Wydaje się więc, że starosta chętnie skorzystałby teraz z wynalazku umożliwiającego zmianę czasu. A może jedna niekoniecznie, bo jest o co toczyć polityczne boje?

Jedne decyzje wpływają na drugie, a rządzący mogą więcej. Nie chodzi tu nawet o włodarzy miast czy prezydentów państw. Na każdej płaszczyźnie do głosu mogą dojść dawno skrywane kompleksy, które uaktywnią się, gdy tylko ich właściciel poczuje trochę władzy nad innymi. Może to być choćby nauczyciel, kierownik sprzątaczy czy stróż na parkingu czujący się jak kierownik turnusu. Oby tylko napawając się swoją rolą, nie wpaść w czarną dziurę.

 

Dominika Prokuska