400 lat Opactwa

W niedzielę, 28 kwietnia w Kościele pw. św. Mikołaja i św. Stanisława w Jarosławiu odbyła się Msza Święta Dziękczynna z okazji 400-lecia konsekracji kościoła.

 

Uroczystość rozpoczęło wprowadzenie wygłoszone przez ks. Marka Pieńkowskiego, dyrektora Ośrodka Kultury i Formacji Chrześcijańskiej, który przypomniał historię niezwykłych dziejów kościoła. Następnie rozpoczęła się Msza św., której przewodniczył i homilię wygłosił abp Adam Szal, metropolita przemyski. Wzięli w niej udział księża z jarosławskich oraz okolicznych parafii. Podczas nabożeństwa zainstalowane zostały relikwie bł. Rodziny Ulmów. Za oprawę uroczystości odpowiadał Chór i orkiestra „Sursum Corda” pod batutą ks. Łukasza Kramarza, który ubogacił liturgię wykonaniem Mszy ks. prał. Marco Frisiniego, dyrektora Laterańskiej Scholi Papieskiej.

W uroczystej Mszy św. uczestniczyli m.in. przedstawiciele Stowarzyszenia „Pąsowa Róża” oraz grupy „Sarmacka Brać” z Mazowieckiej Chorągwi Husarskiej Hetmana Jana Karola Chodkiewicza.

 

Niezwykła historia

Jarosławskie Opactwo zostało erygowane w 1611 r. Konsekracja świątyni nastąpiła 28 kwietnia 1624 r. Dokonał jej biskup przemyski Jan Wężyk, późniejszy Prymas Polski. Na początku wnętrze kościoła było bardzo skromne. Później stopniowo je wyposażano. W ciągu 170 lat pobytu w nim sióstr, w różnych zakątkach świątyni umieszczonych było blisko 20 ołtarzy i ołtarzyków, poświęconych tajemnicom wiary i różnym Świętym. Skarbiec, w którym znajdowały się naczynia liturgiczne, był podobno najbogatszym skarbcem w zakonach benedyktyńskich na terytorium Rzeczypospolitej. Po 170 latach decyzją władz austriackich nastąpiła kasata klasztoru. Siostry miały kilka miesięcy na zupełne go opuszczenie. Świątynia, jak i teren Opactwa zostały przeznaczone dla wojska. Działała tu misja mundurowa, która produkowała mundury, nie tylko na potrzeby tego wojska, ale również na wypadek wojny. Na początku XX w. w Kolegiacie (która też była nieczynna w tym czasie), zgromadzonych było pół miliona austriackich mundurów. I faktycznie zostały one wykorzystane w czasie I wojny światowej. Kiedy Austriacy opuścili Opactwo, po 130 latach świeckiego użytkowania, automatycznie wkroczyło tutaj wojsko polskie. Próbowano coś zrobić z tymi typowo wojskowymi zabudowaniami. Na sercu gen. Wieczorkiewicza, ówczesnego dowódcy garnizonu, którego prochy zostały ostatnio sprowadzone do Jarosławia, leżała renowacja i przywrócenie pierwotnej świętości. W tym celu założył Stowarzyszenie Miłośników Jarosławia. Kierując nim, a szczególnie sekcją odnowy zabytków miał nadzieję, że będzie ono szukało funduszy na remont nie tylko klasztoru, kościoła, ale także obwarowań. Niestety wybuch II wojny światowej pokrzyżował wszystkie plany. Niemcy uznali teren za obiekt wojskowy. Znaleźli również specyficzne zastosowanie dla świątyni, która odtąd służyła jako stajnia dla koni rekwirowanych okolicznym rolnikom. Gdy wojna się kończyła Niemcy, wedle swojego regulaminu mieli zniszczyć wszystkie obiekty wojskowe, których używali. Podpalili więc wszystkie dachy, podłogi. W korytarzach na terenie Opactwa można obejrzeć zdjęcia, które obrazują, jak po wojnie, a właściwie aż do 1991 r. wyglądała ta świątynia. Przez długie lata nikt nie odważył się naprawić czegokolwiek. Służyła ona jako magazyn materiałów budowlanych oraz jako rupieciarnia przylegającego do kościoła internatu. Kiedy budynek był w jeszcze gorszym stanie zapadła decyzja o wyprowadzeniu z niego młodzieży internackiej. Właściciel tych budynków, Państwowa Szkoła Budownictwa poszukiwała kupca. Wówczas pojawiły się plany wykonania w tym miejscu hotelu z salą taneczną, ale pomysłodawcy po oszacowaniu kosztów ostatecznie odstąpili od tego pomysłu, dodatkowo grabiąc jeszcze to, co tu pozostało. Budynek nadal niszczał. Pękały rury, woda całymi miesiącami lała się do piwnic (skutki tego odczuwalne są do dzisiaj). Wtedy właśnie pojawiła się oddolna inicjatywa kilku osób, które chciały sprawić, by wrócił tu kościół, by wróciły siostry. Do klasztoru w Przemyślu (który był filią Jarosławia) udała się delegacja z zamiarem sprowadzenia tutaj sióstr, ale te ze względu na swój wiek odmówiły. Prośba poszła również do bp Tokarczuka, który patronował budowie niemal 400 kościołów w diecezji. Biskup zdawał sobie sprawę, że nie można dopuścić do zniszczenia takiego zabytku, próbował przekonać siostry, ale te mimo to nie zdecydowały się na podpisanie dokumentów. Sytuacja zmieniła się w momencie, kiedy do klasztoru w Przemyślu zgłosiło się kilka młodych dziewcząt, co wywołało szok i zdziwienie, ponieważ zwykle pojawiała się jedna kandydatka na 2-3 lata. Siostry pomyślały, że są to pewnie te kandydatki, które kiedyś zapełnią klasztor w Jarosławiu i podpisały akt notarialny dotyczący przejęcia terenu. Kilka miesięcy później wszystkie te kandydatki opuściły klasztor i siostry zostały same z 4,5 ha ziemi i zrujnowanymi zabudowaniami.

 

Akcent „papieski”

Miesiąc po przybyciu sióstr na ziemie jarosławskie do Rzeszowa (który był jeszcze miastem w diecezji przemyskiej) przybył z pielgrzymką Jan Paweł II. Papież miał konsekrować kościół, który w zamyśle bp. Tokarczuka miał się kiedyś stać katedrą osobnej diecezji. I tak to się wówczas szczęśliwie potoczyło, że zebrana składka została przekazana na remont kościoła i klasztoru w Jarosławiu. Były to pierwsze pieniądze, dzięki którym świątynia ta mogła wyglądać tak, jak obecnie wygląda. Remontowana z jednej strony z dbałością o stan konserwatorski, z ogrzewaniem posadzkowym, ze wszystkimi instalacjami z drugiej. A skąd pochodzi wyposażenie kościoła? Tutaj historia jest równie ciekawa. Papież z Rzeszowa poleciał do Przemyśla, gdzie nawiedził katedrę przemyską i relikwie bp Pelczara, którego wyniósł wtedy na ołtarze. Następnie udał się do Kościoła pw. Serca Pana Jezusa, aby przekazać go grekokatolikom, którzy w czasach powojennych byli prześladowani. Kościół ten miał się stać ich katedrą. Ci jednak chcieli go przerobić, wybudować na nim kopułę, umieścić ikonostas, ale konserwator nie zgodził się na to. Po 5 latach remontu trwającego na terenie Opactwa, kiedy kościół był już częściowo odremontowany , ale ciągle stał pusty, ktoś podpowiedział, że jest jakby „gotowy kościół”, który można przenieść w całości z Przemyśla do Jarosławia. I tak po rozebraniu go na części, za zgoda konserwatora przeniesiono ołtarz główny z przemyskiego kościoła z niezwykłym Obrazem Serca Pana Jezusa, ołtarz Matki Bożej z 1658 r., ołtarz chrztu Chrystusa, ambonę i jeszcze inne drobne rzeczy. Przez następne kilka lat było to składane i odnawiane. I dzisiaj możemy podziwiać tego efekty.

 

EK