Niepodległość… czy my jej w ogóle potrzebujemy?

Zbliża się kolejna rocznica niepodległości. Pewnie dla większości przejdzie bez echa, tym bardziej, że jest w sobotę, a to i tak wolny dzień. Coraz mniej nas obchodzi przeszłość, coraz mniej też patrzymy w przyszłość, bo po co planować i do czegoś dążyć w życiu, skoro przecież jakoś to będzie? I tak to „jakoś to będzie” poprowadziło nasz kraj przez trudną historię wojen, rozbiorów, okupacji aż do teraz. Czy teraz jest dobrze? I tak i nie, jak zawsze zresztą, ponieważ jak już zauważył Jacek Kaczmarski „czasy są zawsze przejściowe, a chaos jest w nas”.

 

Niepodległość jednak wydaje się być czymś, co można oceniać tylko z perspektywy czasów, w których jest przeżywana. Owszem, sto lat temu było to nieopisana radość ze samostanowienia o sobie, ale czy dziś jest ta sama radość odczuwalna? Raczej nie, ponieważ zmieniły się potrzeby społeczeństwa. Wtedy trzeba było o niepodległość walczyć i płacić za nią krwią, a i tak nie zawsze dawało to rezultaty. Dziś również trwa walka o niepodległość. W naszym kraju, jak i w większości cywilizowanych państw ta walka to rozmowy, ustawy i postawy przywódców, którzy powinni stać na straży kraju i jego samostanowienia. Czy nasi politycy dbają o naszą niepodległość naszego państwa czy nie, można ocenić po przepisach, które wprowadzali i głosowaniach, w których brali udział w Parlamencie Europejskim i naszym Sejmie.

 

Historia nie była dla nas łaskawa i polski naród nieraz musiał oddawać życie za wolność. Ba, oddawaliśmy też i życie za cudzą wolność, jednak zazwyczaj to inne kraje znacznie lepiej potrafiły przekuć dzieje losu, nawet przegrane wojny, we własne sukcesy. Ci, co kiedyś przelali krew za niepodległość zapracowali na nią. Zapracowali oczekiwaniem i cierpieniem, które kosztowała ich nasza już dzisiejsza wolność. A co my robimy, żeby być wolni i niepodlegli? Czy my, tak jak poprzednie pokolenia, zasłużyliśmy sobie na swobodę, którą dziś się tak szczycimy i którą tak świętujemy? Pomimo rekordowej frekwencji ludzie nie wzięli udziału w referendum. Szkoda, bo to jest w naszym ustroju jedyny sposób, by mieć bezpośredni wpływ na politykę państwa. Wybrani politycy, wcale nie muszą spełniać obietnic, mogą nawet za miesiąc zmienić partię na przeciwną i nie ponoszą za to odpowiedzialności. Referendum jest jednak wiążące dla polityki rządu i stanowi dla niego kaganiec. Cóż, znowu udało się ślicznymi słowami wmówić Polakom, żeby nie brali odpowiedzialności za państwo.

 

Być może dobre, spokojne i wygodne czasy sprawiły, że się rozpuściliśmy. Rozsiedliśmy się przed telewizorami na składanych szwedzkich meblach z supermarketu oglądając zachodnie filmy, popijając niemieckie piwo, rozmawiając przez telefony francuskiej sieci i pracując w obcych firmach chyba już zapomnieliśmy o własnej tożsamości. Wypowiadamy się najgłośniej w tematach, które nas nie dotyczą i najmniej o nich wiemy, ale dajemy tak łatwo się skłócić. Przekonani o tym, że posiedliśmy prawdę absolutną nie odzywamy się do połowy rodziny, bo głosuje na kogoś innego. A najgorzej to jak nie jest ani za jedną stroną polityczną, ani za drugą, wtedy to jest największy wróg. I znów przypomina się tekst Murów Kaczmarskiego… Historia kołem się toczy… ale my, Polacy, raczej nie chcemy mieć na nią wpływu…

Sebastian Niemkiewicz