Nasza interwencja w sprawie spóźniającego zegara na dworcu PKP w Jarosławiu przyniosła skutek… ale czy aby na pewno? Sprawa wydawała się na początku bardzo prosta. Problem się zaczął, kiedy okazało się, że zegarem nie zajmuje się nikt na naszym dworcu, a zewnętrzna firma.
Około trzy tygodnie temu zwróciliśmy uwagę na spóźniający zegar na budynku PKP w Jarosławiu. Otrzymaliśmy odpowiedź na nasze zgłoszenie w sprawie zegara. – Awarię zegara zgłosiliśmy firmie serwisującej i wkrótce ma zostać naprawiona – mówi Paulina Kozioł, Główny Specjalista z Wydziału Współpracy z Mediami spółki PKP S.A. Niestety, tak drobna usterka na dzień 18 lutego wciąż nie została naprawiona. Zastanawiające jest, że ustawienie zegara nie jest w mocy nikogo aktualnie urzędującego w budynku dworca, a zajmuje się tym firma zewnętrzna. Gdy zgłosiliśmy spóźniający się zegar w kasie poinformowano nas, że od obsługi dworca jest zupełnie inna spółka PKP. Po wejściu na stronę PKP okazuje się, że jest tych spółek na tyle dużo, że można się pogubić. – Do naszej spółki należą zatem takie zadania, jak bieżące zarządzanie obiektem, dbanie m.in. o sprawność techniczną budynku itp. Pomieszczenia kasowe (na wszystkich zarządzanych przez PKP S.A. dworcach), a także inne punkty, np. handlowe i usługowe, wynajmowane są podmiotom zewnętrznym – mówi Paulina Kozioł. – W przypadku kas są to przewoźnicy kolejowi – dodaje. Pomieszanie z poplątaniem, a tu chodzi o zwykłe nastawienie zegara.
Trudno się żyje w państwie, które jest tak zorganizowane, że przeciętny obywatel nie może nic załatwić na miejscu, ponieważ centralizacja zarządzania sprawia, że na miejscu można spotkać tylko ludzi niedecyzyjnych. Aby gdziekolwiek zadzwonić i coś załatwić w lokalnej strukturze niektórych urzędów, trzeba dzwonić na centralę do Warszawy, odczekać swoje w kolejce i mieć nadzieję, że odbierze człowiek, a nie bot. Przykład zegara na jarosławskim dworcu pokazuje, że taka organizacja w ogóle nie działa. Jak spóźniał, tak dalej spóźnia.
Sebastian Niemkiewicz