Znany podróżnik buduje jurty

Piotr Śliwiński to podróżnik i himalaista. Uczestnik dwunastu wypraw dookoła świata, zdobywca ośmiu szczytów korony ziemi. Popularyzator kultury i zwyczajów Mongolii. Obecnie jeździ po Polsce, budując jurty mongolskie. Bez wahania przyjął zaproszenie na tegoroczny jarmark jarosławski.

 

Skąd zamiłowanie do Mongolii i tamtejszej kultury?

Piotr Śliwiński: Odwiedziłem Mongolię podczas trwania trzeciej wyprawy dookoła świata. Urzekła mnie

przyroda i natura tego kraju. Interesująca jest specyfika domów rozsianych na ogromnej przestrzeni. Zwróciłem uwagę na to, jaką sympatię dla nieznajomych podróżnych wyrażają lokalni mieszkańcy. Rodziny mieszkające w jurtach mongolskich przyjęły mnie jako członka rodziny, chociaż wcześniej byłem dla nich obcy. Polubiłem tamtejszą kulturę i otwartość ludzi.

 

Jeździsz po Polsce i budujesz jurty. Bazujesz na zdobytych doświadczeniach z podróży?

 Piotr Śliwiński: Pandemia koronawirusa pokrzyżowała mi plany trzynastej podróży dookoła świata. Musiałem się na dłużej zatrzymać w Polsce. Zbudowałem jurtę i po kilku tygodniach w niej zamieszkałem. Stworzyłem miejsce, gdzie można znaleźć cząstkę podróży do orientalnego klimatu. Ta przygoda miała trwać kilka tygodni, a trwa już kilka lat, Nie spodziewałem takiego obrotu sprawy. Samo mieszkanie w jurcie stało się atrakcyjne dla ludzkości. Coraz większe zainteresowanie doprowadziło do wielu zamówień, więc budowałem tego dużo dla osób i różnych organizacji. Robienie takich domków na zamówienie było dla mnie okazją do podróży po kraju, mogłem zobaczyć nieznane mi dotąd zakątki Polski.

 

Czy stworzona przez ciebie jurta oznacza własny, prywatny azyl?

Piotr Śliwiński: Przebywając w jurcie czuję się, jakbym dalej podróżował po Azji. Słyszę odgłosy przyrody, wiatru, deszczu, śpiew ptaków, wyobrażam sobie górski klimat. Jak się zatrzymuję w mieście to widzę, jak tętni życiem. Moje jurty są otwarte dla znajomych, przechodniów, turystów. Pokazuję w niej namiastkę kultury dalekiego wschodu. Będąc w różnych krajach opowiadałem o Polsce i kulturze polskiej w świecie. W zamian będąc w Polsce dzielę się swoimi doświadczeniami i wiedzą opartą na moich wielu wojażach. W prezentacji pomagają mi przywiezione pamiątki. W ten sposób staram się przybliżać rozmaite kultury innych rejonów świata, uświadomić zainteresowanym piękno naszej planety. Warto nasz świat odkrywać, zwiedzać i na wiele sposobów się zagłębiać.

 

 Na co dzień podróżujesz bez planów i przewodników. Jakie wtedy towarzyszą ci emocje?

Piotr Śliwiński: Każdy człowiek ma swoje sposoby na poznawanie świata. Ja preferuję taki bez map, po prostu pojechać w nieznane. Czasem jest tak, że jadę w jakieś miejsce i nie zastanawiam się, co mnie tam może spotkać. Na początku może być trudno. Z drugiej strony taka forma podróżowania daje gwarancję przeżycia niesamowitej przygody. W życiu zdarzają się niespodzianki, przeważnie u mnie pozytywne. W moich podróżach zdarzały się też niebezpieczne sytuacje. Na szczęście w większości spotykałem ludzi, którzy mnie zaskoczyli pozytywnymi cechami. Doświadczałem gościnności i życzliwości w nawet odległych niedostępnych miejscach, całkowicie odciętych od cywilizacji, gdzie nikt nie miał styczności z białym człowiekiem.

 

Co cię skłoniło, by przyjechać do Jarosławia?

Piotr Śliwiński: Jest mi bardzo miło, że mogłem przyjechać na jarmark jarosławski. To, że moje zainteresowania mogą współgrać ze znakomitymi wydarzeniami kulturalnymi, które się odbywają w Jarosławiu od wielu wieków jest dla mnie wielkim wyróżnieniem. Zbudowanie jurty na środku Rynku, w sercu Jarosławia sprawiło mi dużą przyjemność.

Budowa trwała dwa dni, w trzecim dniu urządzałem wnętrze. Pobyt w Jarosławiu był okazją do poznania lokalnych mieszkańców, którzy z zaangażowaniem przyglądali się moim pasjom.

 

Z ilu części składa się taka jurta i co się w niej znajduje?

Piotr Śliwiński: W jednej części prezentuje się galeria zdjęć z Mongolii. Autorem jestem ja i dwaj znajomi podróżnicy, Marcel Kwaśniak i Witold Fedorowicz – Jackowski. Druga część składa się z ciekawych dekoracji i pamiątek przywiezionych z tego niezwykłego kraju.

 

Którą podróż wspominasz najbardziej?

Piotr Śliwiński: Wspominam dobrze ubiegłoroczną wyprawę na Spitsbergen w Norwegii. Tam zacząłem uprawiać sport połączony z paralotniarstwem i narciarstwem. Nazywa się snowgliding. Jego prekursorem są nasze Bieszczady. Do nóg mam przypięte narty, jestem w uprzęży, rękami kieruję małym skrzydłem przypominającym paralotnię. Dzięki sile wiatru mogę przemieszczać się po lodowcu i jego niedostępnych terenach.

 

Jakie są Twoje najbliższe plany podróżnicze?

Piotr Śliwiński: Moje podróże są spontaniczne. Nie wiem, gdzie i kiedy się wybiorę. Jedno jest pewne, cieszą mnie przygody. Mam do zrealizowania zaległą trzynastą wyprawę dookoła świata. Z jurtami jeżdżę po Polsce od kilku lat. Wiąże się z tym więcej wystąpień publicznych oraz większe zainteresowanie ich sprzedażą. Prowadzę też badania naukowe związane z konstrukcją i budową jurt. Będą lepiej przystosowane do polskich warunków klimatycznych.

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał DB

Fot. UM Jarosławia