Zacznę od jutra

Najwyższy czas, by się zastanowić, podsumować, zerwać z bezsensem, wyjść z coraz mocniej zasysającego bagna. Nie zmagać z opluwaniem, z wszechobecną żółcią. Zacząć normalnie żyć. Cieszyć się każdym dniem. Przy okazji świąt i końca roku wielu z nas ma podobne przemyślenia. Potem przychodzi codzienność. Postanowienia poczekają. Nie ma czasu ani ochoty na rozmyślanie, bo świat goni. Mija życie. Towarzyszy mu powierzchowny uśmiech i wewnętrzna szarość. Czy warto tak wegetować?

 

Święta Narodzenia Pańskiego to nie tylko wspomnienie wydarzenia sprzed wieków. To także skierowana do każdego z nas zachęta, by spróbować i też się odrodzić. Jeśli zbierzemy siły, uda się. Można też poczekać do następnych świąt, bo teraz nie ma humoru. Potem do kolejnych. W końcu do ostatnich. Każdy sam decyduje i sam zmaga się ze skutkami swoich wyborów. Powinien być zadowolony, bo ma to, co chciał. Coraz częściej jest odwrotnie i radość zastępują inne uczucia.

Radość świąt podkreślają składane wzajemnie życzenia. One je podkreślają. Pokazują, że to szczególny czas. Są wyrazem akceptacji, zrozumienia i szacunku. Potraktujmy je jako wyraz serdeczności skierowanej do drugiego człowieka. Nie sztucznej i rozbuchanej pokazówki wywołującej zawrót głowy także u obserwatorów, tylko okazania komuś, że jest nam bliski. Gest albo uśmiech mogą nieść ze sobą znacznie więcej niż rymowanka napuszona podniosłymi zwrotami tak mocno, że całkowicie straciła treść.

Jeśli traktujemy kogoś przedmiotowo to skopiujmy, użyjmy polecenia prześlij, albo przekaż i niech się cieszy, bo życzenia poszły. Będzie w nich szczęście, zdrowie, pomyślność, spełnienie wszystkich marzeń i cały rok radości do rozpuku. Inaczej mówiąc hipokryzja, bo w podtekście będziemy życzyć tego, co na pewno się nie spełni. Takie podejście stało się dziś ważniejsze. Rzuca się w oczy. Budzi zazdrość. Pokazuje, że znajomych i przyjaciół mamy bez liku i wszystkim życzymy raju na ziemi. Zwykłe, ludzkie i niekoniecznie świąteczne gesty nie mają siły przebicia. Nie bierzemy pod uwagę, że posiadając setkę przyjaciół, tak naprawdę nie mamy ani jednego. Bo im więcej jest bardzo bliskich, tym ich mniej.

Nauczyliśmy się żyć w dwóch całkiem różnych światach. Jeden, to ten na pokaz. Ten wewnętrzny zepchnęliśmy na margines. Co ludzie powiedzą, stało się znacznie ważniejsze od tego, czy postępujemy po ludzku. Trudno żyć w rozkroku, ale jeszcze trudniej, gdy tracimy w tym zamęcie siebie. Wtedy, gdy nie nasza rzeczywistość wzięła górę. Żyjemy, ale w sumie nas nie ma. Rządzi nami podporządkowanie i przy okazji uważamy, że jesteśmy wolni.

Bądźmy sobą. Cieszmy się życiem i bierzmy je ze wszystkim, co nam przynosi. Nie liczmy na cuda. Bo non stop zdrowych, a przy okazji bogatych i szczęśliwych nie ma. Nie spodziewajmy się spełnienia wszystkich marzeń, bo to wizja tragiczna. Marzenia ubogacają nas, a jak się wszystkie dopełnią, to już ich nie będzie.

Życzmy więc zrozumienia samego siebie. Znalezienia celu. Szacunku dla siebie i innych. Otwartości, bez trwania w swojej, jedynie słusznej prawdzie. A przede wszystkim nadziei. Z nią nawet wtedy, gdy dopadnie nas choroba, stracimy kogoś bliskiego, albo bieda zajrzy w oczy, damy radę.

 

Roman Kijanka