Norwegia jest bardziej otwarta na mieszkańców

Rozmowa z burmistrzem Jarosławia Waldemarem Paluchem o wizycie jarosławskiej delegacji w Norwegii.

 

Gazeta Jarosławska: Jaki był cel tej wizyty jarosławskiej delegacji w Norwegii?

Waldemar Paluch: Założenia projektu norweskiego, czyli darczyńców przekazujących fundusze również dla naszego miasta mówią, iż środki mają być przeznaczone na przybliżenie naszej gospodarki i dające możliwość dorównania do poziomu życia mieszkańców Norwegii. Jeśli chodzi o Norwegię to mamy narzucone, że otrzymane fundusze mamy wydać nie tylko na inwestycje ale też na szkolenie i poznawanie dobrych rozwiązań funkcjonujących w kraju darczyńców, jako regionu wyżej rozwiniętego niż Polska. Naszym partnerem ustalonym przez Związek Miast Polskich i podobną instytucję norweską jest komuna Nordre Follo, czyli jednostka porównywalna z naszą gminą. Tam mogliśmy przyjrzeć się działaniu wielu jednostek. Nas też odwiedziła delegacja z Norwegii i jej uczestnicy mieli okazję poznać, jak funkcjonuje miasto.

 

G.J.: Jakie instytucje odwiedziliście?

W.P.: Rozpoczęliśmy od urzędu miasta. Poznaliśmy strukturę zarządzania urzędem i całą gminą. Wydziały i ich zasady funkcjonowania. Zwiedziliśmy cały urząd. Przyjrzeliśmy się jego pracy. Mieliśmy okazję podglądać pracę w Centrum Wolontariatu. Uchodźcy, którzy są u nas w wyniku wojny w Ukrainie, tam są codziennością. Przez Centrum Uchodźców przewija się mnóstwo osób z różnych stron świata. Tam zajmują się wszystkimi sprawami. Od zapewnienia mieszkania i pracy po miejsca dla dzieci w szkołach, czy przedszkolach. Podglądaliśmy jak działają kluby seniora. Poznaliśmy działanie ogólnej szkoły artystycznej. U nich jest to placówka, do której każde dziecko ma prawo przyjść, jeśli tylko chce się uczyć. Nie zdaje żadnych egzaminów. Wystarczy jego wola. Jednym z ciekawszych elementów tej wizyty było podglądanie funkcjonowania klubów sportowych. Nie jest to tak, jak u nas, gdzie wszystkie kluby są dofinansowane. Tam gmina odpowiada za obiekty sportowe, które są udostępnione dla wszystkich chętnych. Kluby zajmują się tylko szkoleniem, ale do 14 roku życia są to zajęcia na zasadzie gier i zabaw, a nie szczególnych treningów. Wtedy trenerami są społecznie rodzice, którzy i tak przywieźli dzieci na treningi. Byliśmy wieczorem około godz. 20 na obiekcie sportowym i wtedy około 150 dzieci spędzało czas na dużym boisku. My przyzwyczailiśmy się do tego, że jak jeden klub zajmuje boisko, to ćwiczy tylko mała grupa. Nie wykorzystujemy obiektów sportowych tak jak oni. Było wiele różnych tematów. Poznawaliśmy funkcjonowanie różnych obiektów od strony technicznej. Mieliśmy też okazję obejrzeć ich działanie w rzeczywistości. Byliśmy w potężnej zajezdni autobusów pod Oslo. Tam pod koniec dnia wjeżdżało ponad 100 autobusów elektrycznych, które przez całą noc były ładowane. Mieliśmy możliwość zobaczenia konkretnych urządzeń i instalacji. Mogliśmy o wszystko pytać. Dla nas takie informacje są bardzo ważne. Choćby dlatego, że przygotowujemy się, by z projektu norweskiego zrealizować Centrum Przesiadkowe.

 

G.J.: Jakie podpatrzone w Norwegii rozwiązania są ciekawe i warte zastosowania u nas?

W.P.: Tam wszystko jest inne i wszystkie rozwiązania ciekawe. Oni żyją inaczej. To co nas zaskoczyło, to Norwegowie prowadzą swoją działalność na zasadzie ogólnego dostępu. Tam każdy mieszkaniec ma prawo korzystać kiedy chce i ile chce. U nas są dwa domy seniora i dwa kluby, ale ze względu na dofinansowanie musimy prowadzić je zgodnie z założeniami projektu i dotacji, a one mówią o tym, że w domu seniora musi być dwadzieścia osób. Nie może być mniej, ani więcej. W klubach seniora jest identycznie. Mamy przypisane konkretne osoby. A w Norwegii jest tak, że przychodzi kto chce. Jeden na dłużej, drugi na godzinkę. Ma to służyć całemu społeczeństwu, a nie tylko wybranym. Nasze założenia są z tym bardzo spójne, bo chodziło o to, by te ośrodki były dostępne dla jak największej liczby osób, a przepisy takie działanie ograniczają. Chcemy być otwarci dla wszystkich seniorów. Bardzo ciekawie funkcjonuje urząd miasta. Gmina liczy około 60 tys. mieszkańców. Pracowników zatrudnionych we wszystkich jednostkach urzędu w tym spółkach i instytucjach podległych jest około 5 tysięcy. W samym urzędzie jest około 500 osób. To, co mnie zaskoczyło, to bardzo wiele płaszczyzn zarządzania i struktur różnego szczebla. Ciekawostką było, że tam pracownik nie ma swego przydzielonego biurka. On działa w swoim komputerze i dziś jest pokoju nr 5 na trzecim piętrze a jutro na parterze. Nie ma to większego znaczenia. Natomiast całość operacji jest wykonywana elektronicznie. My przyzwyczailiśmy się do papierowego obiegu dokumentów. To chcemy zmieniać. Po pierwsze ze względu na oszczędności ale też ze względu na prędkość pracy. Od przyszłego roku wdrażamy nowy system oprogramowania, by przestawić się już całkowicie na elektroniczny obieg. W Norwegii mieszkańcy są już przestawieni na taki system. W formie papierowej nikt pisma nie przyjmie. Jeśli ktoś nie może tego zrobić z domu, to korzysta z komputera w urzędzie.

 

G.J.: Jaka różnica na poziomie funkcjonowania administracji jest szczególnie wyrazista?

W.P.: My patrzymy przede wszystkim przez pryzmat kosztów. Ze względów finansowych musimy ograniczać zatrudnianie. Norwedzy nie muszą się tym ograniczać i jeżeli potrzebują, to zatrudniają. Jarosław ma około 36 tysięcy mieszkańców. Tam w całej komunie jest 60 tysięcy. Jarosław zajmuje 34 kilometry kwadratowe powierzchni, norweska komuna ma 120 kilometrów kwadratowych. Jarosław ma około 220 milionowy budżet. Norweska gmina ma 2,5 miliarda. Czyli dziesięciokrotnie wyższy. My mamy problem z kolejnym mostem na Sanie. Naszego budżetu nigdy nie byłoby stać na taką inwestycję. A komuna Nordre Follo właśnie zakończyła budowę nowoczesnego dworca kolejowego z szybkim połączeniami i z przebudowanymi torowiskami, a na ukończeniu jest tunel w stronę do Oslo. Oni byli w stanie jako komuna to sfinalizować. Porównując, widzimy ogromną różnice w dochodach. Natomiast różnica w życiu mieszkańców nie jest aż tak widoczna. Tam koszty życia są bardzo wysokie. Pomimo, że zarabiają zdecydowanie więcej, to mają znacznie wyższe wydatki.

 

G.J.: Norwegia, to kraj z mniejszymi formalnościami?

W.P.: Mniej sformalizowane zasady korzystania z klubów, szkół i innych tego typu jednostek, to zdecydowanie lepsze funkcjonowanie dla mieszkańców tej komuny. U nas są niestety ograniczenia. Przyjęliśmy, że takie zasady są. W Norwegii działa to trochę inaczej. Oni realizują jakiś cel bez konkretnych założeń. Nie wyliczając ile osób będzie z tego korzystało. W projektach zapisują, że z tego będzie korzystało całe społeczeństwo. Ale nie piszą kto i której godzinie tam będzie. Określają obiekt, a ile ludzi się tam zmieści, to tyle ile przyjdzie. Są bardziej otwarci dla mieszkańca. Takie podejście też chcemy wprowadzić u nas.

 

  1. J.: Jak żyją Norwegowie?

W.P.: Życie tam wcale nie wygląda inaczej. Mamy trochę inne cechy. My chyba jesteśmy bardziej optymistyczni. Oni mniej dostępni. Bardziej zamknięci. Ale ogólnie żyją normalnie. Zwracają uwagę samochody, bo wiele jest już elektrycznych. Najczęściej spotykaną marką jest Tesla. Nie widać dymiących kominów. Nawet prom był elektryczny. Odwiedziliśmy ratusz w Oslo, a zaraz obok jest nowoczesne centrum biznesowe. Zabytkowa część zazębia się z nowoczesnością. U nas w Parku Kulturowym takie rozwiązania są niemożliwe, a w Oslo nikomu nie przeszkadza, że obok zabytkowego ratusza stoją wieżowce.

 

G.J.: Dziękujemy za rozmowę.