Koronawirus, telefon i Jamajka

Świat nie jest czarno biały. Jest, chociaż nie wszystkim to odpowiada, kolorowy. Zresztą biel to zmieszanie wszystkich barw tęczy, a czerń to absolutna ciemność, której nie możemy doświadczyć, bo zawsze coś mruga. Nie ma też spraw z gruntu złych bądź dobrych z założenia. Tak jest też z ludźmi, a nawet z epidemią. Ona ma też dobre i złe odbicie.

 

Wszyscy trąbią, że koronawirus jest opanowany. Chyba mają rację, bo atakuje spokojnie i bez wrzasków. Niestety przylepił się do powiatu jarosławskiego. Dokucza, a ludzie dalej nie chcą zrozumieć, że SARS-CoV-2 bez ich pomocy nie ma szans i szybko ginie. Pozwalają mu by wlazł do nich i coraz częściej słychać, że ktoś ze znajomych go spotkał, a ktoś w okolicy zmarł. Obawa, że wirus dopiero jesienią solidnie zaatakuje też coraz większa. Bo wtedy dojdzie grypa i przeziębienia, a że trudno je od koronawirusa odróżnić może być larum. Nadzieja w tym, że spece o wirusie wróżby siejący często się mylą. Mieliśmy przecież zapewnienie, że jak się ociepli, to COVID-19 odpuści. Teraz słyszymy, że w afrykańskim Kongo, gdzie najczęściej zawsze jest za ciepło, tak się wirus rozbisurmanił, że musieli godzinę policyjną wprowadzić.

W większości urzędów mamy zdalną obsługę. W końcu petenci nie dokuczają urzędnikom. Zalecają kontakt telefoniczny, albo mailowy. W ubiegłym tygodniu dzwoniliśmy do jednej z gmin co godzinę. Za każdym razem był sygnał. Potem prośba o wybranie numeru wewnętrznego lub poczekanie aż zgłosi się sekretariat, a po upływie ponad minuty odzywał się sygnał przypominający nalot bombowca i rozłączało. Gdy wybieraliśmy wewnętrzny było tak samo, tylko bez bombowca. Widać cała gmina na zdalnym. Nie wszyscy mogą w domowych pieleszach pracować, bo co wolno wojewodzie, to nie tobie suwerenie.

Lekarze też wiedzą jak się chronić przed wirusem i do zdrowia przywracają przy pomocy telefonu. Niedługo operację też mailowo przeprowadzą i będziemy szczęśliwi, choć niekoniecznie zdrowi. Nowoczesna technologia wkracza wszędzie. W ubiegłym tygodniu widziałem kilkunastu uczniów siedzących obok siebie na obrzeżu szkolnego boiska. Każdy był zapatrzony w swój telefon. Einstein powiedział, że boi się dnia, w którym technologia zakłóci interakcje międzyludzkie, bo wtedy świat zyska pokolenie idiotów. Czyżby ten wielki uczony miał rację? Tym bardziej, że w poważnej gazecie przeczytałem niedawno, iż nasze dzieci to największe pierdoły na świecie. Piszą, że rozrastają się u nich postawy roszczeniowe idące w parze z wyuczoną bezradnością.

Trudno się w tym połapać. Tym bardziej w tygodniu obfitującym we fronty burzowe. Jak może lunąć, a nawet chmurę oberwać, to przynajmniej u niektórych myśli nabierają rozpędu. Odwiedził naszą redakcję rastaman, czyli taki luzak z Jamajką się kojarzący. Na pierwszy rzut oka taki był, ale napisy na koszulce świadczyły o jak najbardziej chrześcijańskich korzeniach, a głoszone tezy świadczyły o wszystkim. Swoje powiedział. Nikogo nie przekonał. Trochę z jednym czy drugim politykiem się skojarzył i poszedł.

Roman Kijanka