Doktor Luiza przebiegła maraton w Atenach

Dr n. med. Luiza Balicka- Adamik, neurolog z Jarosławia, zajmująca się także medycyną estetyczną, 12 listopada br. wystartowała w słynnym maratonie ateńskim. W tegorocznej, 40-stej edycji tego trudnego biegu wzięła udział wraz ze swoim partnerem i przyjaciółmi.

 

Maraton Ateński rozgrywany jest od 1972 roku, ma jedną z najtrudniejszych tras, ponieważ jego profil wznosi się niemal bez przerwy między 10 a 31 kilometrem. Bieg rozpoczyna się w mieście Maraton i biegnie wzdłuż wybrzeża. Na ostatnich kilometrach schodzi lekko w dół w kierunku Aten, gdzie mija pomnik biegacza w centrum miasta i kończy się na stadionie Panathinaiko.

Aleksandra Sosna: Na początek proszę opowiedzieć jak w ogóle narodziła się w Pani pasja do biegania?                                                                                                            

Luiza Balicka- Adamik: Jeśli chodzi o mnie, jeszcze kilka lat temu nie lubiłam biegać, kompletnie byłam asportowa. Do biegania zaangażowała mnie przyjaciółka dr Marta Oronowicz, maratonistka z Jarosławskiej Grupy Biegowej, która systematycznie 2 razy w tygodniu wyciągała mnie zaspaną z domu. Początkowo nie byłam w stanie przebiec nawet 1 km. Potem powolutku było ich już 2, następnie 7, później bez problemu nawet 10 km. Sprawdzianem był bieg na trasie Przemyska Dycha w 2022 oraz półmaraton w Oleszycach w 2023 kiedy ze zdziwieniem odkryłam, że jestem w stanie przebiec 21 km. Maraton natomiast zawsze wydawał   się marzeniem nieosiągalnym…

A.S: Skąd więc pomysł, żeby wziąć udział w tym maratonie?                                        

L.B-A: To było pewnego sierpniowego wieczoru,   kiedy przyjaciele z przemyskiego oddziału neurologii, gdzie pracuję byli u mnie na grillu. Zakomunikowali, że wybierają się do Aten na słynny historyczny, tym razem 40-ty jubileuszowy matron. Zaprosili mnie abym pojechała z nimi, nawet w formie towarzysza czy kibica. Pod wpływem emocji i być może grillowego nastroju, pomyślałam ja? tako towarzysz/kibic? No nie ma opcji! ja tez pobiegnę!!!  Usłyszałam: owszem, dasz rade  ale to niecałe 3 miesiące i musisz wdrożyć poważny plan treningowy. 2 razy w tygodniu krótki bieg i trening siłowy oraz długie wybieganie (czyli 25 i stopniowo do 35 km). Jeszcze tego samego wieczoru w szampańskich nastrojach zapisaliśmy się wszyscy na ten maraton. Już nie było odwrotu. Mimo nawału pracy starałam się biegać chociaż dwa razy w tygodniu. Wiedziałam, że tutaj nie chodzi o to żeby ”zrobić czas” tylko żeby w ogóle ukończyć ten bieg, gdyż wszyscy wiedzą, że ten maraton należy do najcięższych z uwagi na ciągły 30 kilometrowy bieg pod górę i palące słońce.

A.S: A jak wyglądał już sam maraton? Pojawiły się chwile zwątpienia?                      

L.B-A: W Atenach emocje jakie nam towarzyszyły były nie do opisania. Wśród 20 tysięcznego tłumu widzieliśmy wielu Polaków, były rozmowy uściski, słowa wsparcia. Sam bieg po prostu morderczy, w upale przy dopingu okolicznych mieszkańców, obsługi medycznej i wolontariuszy, którzy stali przy drodze wręczali napoje, jedzenie. Wszyscy głośno dopingowali. Po drodze wielu biegaczom przytrafiły się kontuzje, mnie np. po 25 km wysiadło więzadło boczne kolana, czułam dotkliwy, przeszywający ból, chciałam zrezygnować. Mój partner,  który został ze mną , dosłownie ciągnął mnie za rękę, abym nie odpuszczała. Zacisnęłam więc zęby a kolejne kilometry „ kuśtykałam” dosłownie na jego ramieniu. Potem  kiedy wbiegaliśmy na metę, na ateński stadion, górę wzięły już endorfiny i adrenalina, dając niesłychane emocje i wzruszanie. Zapomniałam o bólu i całym  zmęczeniu. Na mecie płakałam ze wzruszenia, że ukończyłam bieg, przecież prawie 3 tysiące osób odpuściło i zeszło z trasy. Nasi przyjaciele, którzy przybiegli wcześniej, mimo że już wychłodzeni, zostali i czekali na nas gromko nam dopingując, co było pięknym gestem. Potem była już tylko wszechobecna ogromna radość i wspólne świętowanie do nocy. W całej ateńskiej starówce w klimatycznych pięknie przystrojonych   restauracjach pod gołym niebem słychać było radość, śpiewy i fetę rozemocjonowanych maratończyków.

A.S: Ma Pani jakąś radę dla początkujących biegaczy, osób które nie wiedzą w ogóle jak zacząć?                                                                                                                                    

L.B-A: Jak widać sukcesy się „nie udają” czy nie „spadają z nieba”. Jeśli człowiek czegoś bardzo chce i jest zdeterminowany oraz ciężko pracuje – wszystko się może zdarzyć. Kiedy słyszę że ludzie „nie maja czasu” na sport, to śmiać mi się w duchu chce. Ja będąc ordynatorem na ciężkim oddziale jakim jest neurologia, pracując po 14 godzin na dobę jako lekarz, prowadząc własny biznes, będąc matką, żoną, jakoś znalazłam czas…. Wszystko jest w naszej głowie,  kwestia determinacji i konsekwencji. Reszta to wymówki. Z całego serca każdemu polecam bieganie. Nie musisz biegać maratonów, ale oderwanie się od biurka, przewietrzane głowy, dotlenienie organizmu, poprawienie kondycji zdrowotnej daje niewyobrażalne korzyści, radość, endorfiny…. Więc? Kochani, do startu!

 

A.S: W takim razie na pewno w przyszłym roku znów Panią doktor zobaczymy wśród uczestników maratonu. Dziękuję za Rozmowę.