Ogromne ilości rozkładającej się zanęty dają możliwości do niekontrolowanego rozrostu glonów - uważa Tadeusz Misiek.

Czy rybom na Babionce zabraknie tlenu?

– Ogromne ilości zanęty są wysypywane do stawów na Babionce. Szczególnie do stawu sportowego. Tam trafia jej mnóstwo. Miedzy innymi dlatego, że praktycznie co tydzień organizowane są zawody. To powoduje rozwój glonów i grozi brakiem tlenu, a w konsekwencji śnięciem ryb – alarmuje Tadeusz Misiek, wędkarz z Koła Wędkarskiego Jarosław Miasto. Prezes koła Józef Maziarek uspokaja zapewniając, że staw jest czysty i ryby mają się dobrze.

Obawy ma także pan Leon.

T. Misiek tłumaczy, że ryby nie dadzą rady zjeść dużych ilości zanęty. Spora cześć z niej ulega rozkładowi zmieniając odczyn wody oraz wzbogacając ją o produkty sprzyjające rozwojowi glonów. Te z kolei zabierają tlen z wody stwarzając zagrożenie dla ryb.

– Na stawie sportowym co tydzień organizowane są zawody. Uczestnicy, szczególnie przy konkurencjach spławikowych, używają ogromnych ilości zanęty. Byłem świadkiem, jak taki pseudowędkarz wrzucał kilogramy kukurydzy – wyjaśnia mężczyzna. – Sterowana łódka mieści 2 -3 kilogramy zanęty. Jeśli takich łódek jest kilkadziesiąt i każda co najmniej kilka razy wypływa, to łatwo policzyć ile tych substancji trafia do stawu. Cześć z tego gnije. Zmienia się zasadowość wody, rozwijają glony. W tym roku poziom stawów opadł. Wody jest mniej, a to jeszcze potęguje problem. Przy obecnych temperaturach może być źle – dodaje obawiając się, że może dojść do przyduchy, czyli zbyt małej ilości tlenu w wodzie powodującej śnięcie ryb. Wspomina, że już zdarzały się jednostkowe przypadki śnięcia. Wędkarz zaznacza, że cześć okręgów wędkarskich zrezygnował z organizacji zawodów do końca sierpnia.

Jego obawy potwierdza spotkany w ubiegłą środę przy sportowym stawie pan Leon. – Ile tu narodu. Ile tej zanęty – wylicza, przypominając sytuację na Odrze. – Może się to pojawić także tutaj – dodaje.

– Zakwasza wodę. Groch i kukurydza tak szybko nie gnije, ale jak nawrzucają bułek albo specjalnego pelletu, to kiśnie od razu, a ludzi tu jest pełno. W czasie weekendu trudno znaleźć miejsce – mówi kolejny wędkarz zaznaczając, że złowione na Babionce ryby nie nadają się do jedzenia, bo cuchną mułem, ale są tacy, którzy wezmą wszystko co się złapie. O wędkarzach i pseudowędkarzach mówi także T. Misiek. Pierwsi to ci, którzy przestrzegają przepisów i ograniczają ilość zanęty oraz stosują normy i okresy nałożone przez związek. Większość z nich traktuje wędkowanie jak formę relaksu, a złowionym rybom zwraca wolność. Drudzy, to ci, którzy pojawiają się tylko po to, by rybę zabrać. Niezależnie od tego, czy będzie to zgodne z normami, czy je złamią. Oni zastosują każdą metodę, byle zapełnić patelnię.

 

Wyolbrzymione obawy

– Zagrożenia nie ma. Staw sportowy jest czysty, a jeśli chodzi o zanętę, to więcej jej trafia do drugiego stawu – zapewnia J. Maziarek. Zauważa przy tym, że rozrost glonów nie zagraża rybom. – Staw sportowy jest przeznaczony do nauki i sportowej rywalizacji. Złowione w nim ryb są wypuszczane, a jak działa nasze koło, to widać. Zajmujemy trzecie miejsce w Polsce. Mamy utytułowanych wędkarzy na arenie krajowej i ogólnopolskiej. Zawodów nie zatrzymamy. Będą się odbywać, a alarmy o ogromne ilości zanęty są przesadzone – dodaje, zapewniając że staw sportowy nie jest oblegany i więcej wędkarzy łowi na sąsiednich zbiornikach. Prezes zauważa, że koło dba o jakość wody w stawach na Babionce. W ubiegłym roku wapnowano je. W tym roku zabieg zostanie powtórzony. Jeden ze stawów będzie poszerzany. Nie ma też obaw o brak wody. Jeśli chodzi o śnięte ryby, to prezes przyznaje, że znaleziono pojedyncze sztuki. Wśród nich były nawet dwie duże tołpygi, ale ten gatunek został wprowadzony sztucznie i jest traktowany jako szkodnik.

 

Pseudokarpiarze

J. Maziarek nie ukrywa, że są problemy, które trudno wyeliminować. Jednym z nich są pozostawiane śmieci mimo tego, że regulamin nakazuje je uprzątać. Mogą też pojawiać się osoby nie przestrzegające wymogu stosowania maksymalnie 5 litrów zanęty na dobę. Ogólnie jednak jej ilość wrzucana do stawów nie zagraża rybom. Prezes narzeka na pseudokarpiarzy, czyli osób które z tradycyjnym wędkowaniem nie mają zbyt wiele wspólnego. Podobne zdanie można usłyszeć od spotkanych na Babionce. – Regulamin obowiązuje i każdy powinien go przestrzegać. Do kontroli nie jestem upoważniony, a zwrócenie uwagi może różnie się skończyć. Dochodziło już do gróźb, a nawet ataków na członków społecznej straży. Większe możliwości ma Państwowa Straż Rybacka. W rzeszowskiej placówce służy 6 strażników. Podlega im całe województwo. Od Bieszczad po ujście Sanu do Wisły – tłumaczy prezes.

Do Koła Wędkarskiego Jarosław Miasto należy ponad 900 członków. Wielu z nich korzysta z łowiska na Babionce. Mogą też wędkować na zbiornikach w Ostrowie, Pełnatyczach i Radymnie oraz na Sanie. Babionka jest oblegana i to już budzi obawy o dobrostan ryb, a przy rażącym nieprzestrzeganiu regulaminu i sypaniu jedzenia w ilościach znacznie przekraczających zapotrzebowanie, pojawiają się alarmy.

Możliwości zarządu koła są ograniczone. Nawet walka ze śmieciami nie zawsze przynosi oczekiwane skutki, a co dopiero pilnowanie ile zanęty wrzucił do wody siedzący pod krzakiem wędkarz.

erka