Lawina

Metody komunikacji zdalnej opanowane. Pokazują to lekcje prowadzone na odległość, urzędy działające na zdalnym, a także sesje rad odbywające się w sposób całkowicie dowolny, ale z daleka. Nie wszyscy jednak wierzą internetom, kamerom i mesengerom. W Pruchniku sesje są zdalne, ale łączność zapewnia kurier. Odbywa się to tak, że radni siedzą sobie w domach i czekają, aż doręczyciel przyjedzie z dokumentami.

 

W Jarosławiu mieście jest zdalnie całą gębą. Rajcowie łączą się z szefem rady, każdy ze swojego zakątka. Tylko burmistrz ze swoim sztabem siedzą gromadą za kamerą, a jak trzeba mówić, to są w obrazie. Transmisja jest przeciekawa. Ważniejszym kwestiom towarzyszy echo i jak ktoś nie połapie się za pierwszym razem, to ułamek sekundy później ma powtórkę. Piski, szumy i półsłówka jakby ktoś Wolnej Europy na starym radiu szukał, też podnoszą wagę narady. Odgłosy z wnętrza czarnych dziur też są, więc trudno mówić, że miasto zacofane.

Wprost przeciwnie. Można sądzić, że miejscowi samorządowcy wchodzą na doskonalszą formę przekazu, a tego zwykła inteligencja nie pojmie. Zmieniając zasady płacenia za śmieci, jarosławscy rajcowie uchwalili – Postanawia się o odbieraniu odpadów komunalnych od właścicieli nieruchomości, na których nie zamieszkują mieszkańcy, a powstają odpady komunalne z nieruchomości, które w części stanowią nieruchomości, na których zamieszkują mieszkańcy, a w części nieruchomości, na których nie zamieszkują mieszkańcy, a powstają odpady komunalne.

Znajomy, który to czytał, poprosił o namiary na dilera dostarczającego radnym substancji tak mocno podnoszącej inwencję twórczą.

W kraju też trudno się nudzić. Nie dość, że fala pandemii wzbiera, to coraz częściej słychać, iż dochodzi do utraty sterowności. Spacery niezgody trwają. Hasła, które kiedyś uważano by za zbyt daleko posunięte, przestają dziwić. Ludzie pokazują, że oni też myślą, a to niektórym nie w smak. Wprawdzie czasem idą zbyt mocno, ale lawina ma to do siebie, że zabiera wszystko. Nie trzeba było rzucać kamyczków i jej prowokować.

Na każdym kroku widać, że żyjemy w kraju nienawiści i hipokryzji. Podjudzanie stało się normą. W Jarosławiu jedni szli w spacerze niezgody, a inni chwalili się tym, że kościoły obronili. Przed kim bronili, skoro nikt nie atakował.

W czarno-białym świecie nie ma miejsca na autorytety. Jedna jest wizja i jedne nakazy. Z nimi nie wolno dyskutować. Tym bardziej że od ludzi oddziela je sznur radiowozów. Premier z dnia na dzień zakazuje wizyt na cmentarzach. Ludzie ruszają szturmem, zanim nakaz wejdzie. Uczą się obchodzić zalecenia. Szczególnie te, w których żadnego sensu nie widzą. Kościół straszy, że udział w protestach jest grzechem. Chrystus nie atakował. Był nauczycielem i zostawił przykazanie miłości. Funkcjonariusze kościoła przez lata wychowywali wiernych, by osiągnąć obecny poziom autorytetu. Czyżby rozeszli się z przekazem Zbawiciela?

Idzie przez wieś chłopek z wypchanym worem na plecach. Co jakiś czas przystaje. Miesza w nim i idzie dalej. Zdziwieni ludzie pytają, co niesie. – Szczury – odpowiada. – Gdy zamieszam, to żrą się miedzy sobą, a jak zostawię je w spokoju, to gryzą mnie po plecach. Pomieszam i mam spokój. Nie uciekną – dodaje. Stary dowcip, ale do dziś się sprawdza.

 

Roman Kijanka