Napominać? Tak, ale…

Sytuacja nr 1

Msza św. dla dzieci w kościele Ducha Świętego w Przeworsku o godzinie 10.30, miesiąc temu. Ojciec z niepełnosprawnym synem stoi na zewnątrz i stara się uspokoić nadpobudliwe dziecko, które wierci się i od czasu do czasu zaśmieje głośniej. Przed nimi stoi starszy mężczyzna, który w pewnym momencie odwraca się i mówi: Po co pan tu przyszedł, żeby się bawić z dzieckiem? To jest kościół. Na szczęście ojciec chorego dziecka nie zmieszał się tylko wymownie stwierdził, że nie bawi się z nim. Mam nadzieję, że nie zrazi go to do ludzi i dalej będzie zabierał dziecko do kościoła, więcej nawet, niech zabiera dziecko ze sobą gdzie tylko się da, syn i tak będzie dzięki temu dużo się o świecie uczył. A nadgorliwemu panu Szeryfowi Spokoju przydałoby się pójść na mszę dla dorosłych, a nie dla dzieci i będzie miał na pewno ciszę jak makiem zasiał.

 

Sytuacja nr 2

Msza św. w tym samym kościele, tym razem o dwunastej, tydzień temu. Moja znajoma stoi na zewnątrz, a niedaleko niej dwie nastolatki cały czas gadają i zaczepiają chłopaka przed sobą. Przed nimi stoi małżeństwo, jak się później okazało rodzice lub inni opiekunowie. Ewangelia była o napominaniu tych, co źle czynią, więc po chwili znajoma podeszła do dziewczyn i zwróciła im uwagę, że są na mszy, a nie na przysłowiowej kawie i przeszkadzają innym. Nastolatki uspokoiły się, jedna z nich poszła nawet do komunii św. w maseczce, którą dostała od pary stojącej przed nimi. Opiekunowie nie zwrócili uwagi na zachowanie dziewczyn nawet wtedy, gdy obca osoba podeszła i to zrobiła. Być może to bezstresowe wychowanie, być może zżarł ich taki wstyd, że udawali, że to nie ich dzieci, a być może jest to kwestia obojętności i braku odpowiedzialności.

 

Dwie różne sytuacje i dwa różne typy zwracania uwagi, ale tylko jeden z nich trafiony i skuteczny.

 

Warto upomnieć, bo to świadczy o naszym zaangażowaniu w społeczeństwo. Trzeba jednak wiedzieć kiedy i wiedzieć jak, żeby nie wyjść na gbura. Sam się nieraz zapędzę i niepotrzebnie coś powiem. Kiedyś zwróciłem ze złością uwagę pewnemu chłopakowi w pociągu, żeby przestał puszczać głośno muzykę. Dopiero jak skończyłem mówić zorientowałem się, że jest niepełnosprawny. Jak widać, nieraz zwracamy uwagę nie z chęci pomocy, ale z własnego zadufania. A co się już powie, to się nie odwypowie i czasem może pozostać niesmak i wstyd…

Sebastian Niemkiewicz