Zmiany, zmiany, zmiany…

Pewien człowiek nie wyobrażał sobie zmian w swoim życiu. Od lat prowadził je w ustabilizowany i nudny, ale dla siebie bezpieczny i komfortowy sposób. Wydawało mu się, że tak będzie zawsze, a gdy coś się zmieni, nie przeżyje tego. Że słońce nie wzejdzie, a on sam zapadnie się w nicość. Jak łatwo się domyśleć, nic takiego się nie stało. Ile razy zdarza się nam tak mówić, życie jednak jest bezwzględne i toczy się dalej.

Zmiany nie wszystkim jednak przychodzą łatwo. A tych ostatnio jest całkiem sporo, choćby w Sejmie. Partia, która przez ostatnie lata przyzwyczaiła się do rozdawania kart, bezradnie teraz patrzy na to, jak wszystko dzieje się obok niej. Osiągnęli najwyższy wynik, ale co z tego. Role się odwracają. Nie każdy jeszcze odnalazł się w tej sytuacji. Inni już wiedzą z czym się to wiąże. Pewnych twarzy próżno teraz szukać na publicznych wydarzeniach i w mediach społecznościowych. Kilka lat temu było podobnie, tylko zmieniały się strony. Na tym polega sinusoida władzy. Może nie warto robić innym tego, co nam jest niemiłe. Nie wszyscy to jeszcze zrozumieli i pewnie parę razy zobaczymy podobne obrazki.

Mamy w Sejmie też nowego marszałka. Bez doświadczenia w ławach sejmowych, za to mającego za sobą gros wystąpień publicznych. Jedni byli zachwyceni już po jednej jego wypowiedzi. Inni zarzucali przesadną teatralność. Z programu rozrywkowego na najważniejsze, tuż po prezydencie, stanowisko w państwie. Jak sobie poradzi, czas pokaże.

Nie zawiodła za to reprezentacja piłkarzy. Nie zawiodła, bo było jak ostatnio. Żadnego zaskoczenia. Blamaż, męki na boisku, brak zaangażowania. Grupa marzeń? Chyba dla innych. Może gdybyśmy mieli trudniejszych rywali, to by nasi piłkarze się zmobilizowali, bo jakieś przebłyski ta reprezentacja przejawia w ostatnich latach właśnie w meczach z potęgami, którym mamy zostać rzuceni na pożarcie. Choć i to wątpliwe. Starszym się nie chce albo już nie dają rady, nie przyjmując tego do wiadomości. Młodsi boją się wyjść przed szereg przy dogasającej gwieździe, która może ich skrytykować i pogrozić paluszkiem. Na te mecze już zwyczajnie się nie czeka.

Na naszym lokalnym podwórku rozgorzała dyskusja o mongolskiej jurcie zdobiącej jarosławski rynek. Miasto tłumaczy, że za jurtę zapłacono z funduszy norweskich, a nie z budżetu miasta. To jednak mieszkańców nie przekonuje. Frustrują ich objazdy i brak dostatecznego oświetlenia ulic. Takie prozaiczne rzeczy. Tylko albo aż. Zamiast atrakcją, biały namiot powoli staje się powodem do śmiechu, jak sławne już „budy”. Coś, co miało służyć, stoi przez większą część roku niewykorzystane i niszczeje. Były pieniądze do wydania, był ktoś, kto wykona zadanie. Znalazł się też ktoś, kto to przyjął. W czym więc problem?

 

Dominika Prokuska