Złapać równowagę

Można powiedzieć, że znajdujemy się na ostatniej prostej do świąt Bożego Narodzenia. Przed nami ostatnie przygotowania. Jeśli o nich mówimy, mamy na myśli zazwyczaj listę zakupów, świąteczne menu i plan porządków. Rzadziej spowiedź i udział w porannych nabożeństwach roratnych. Święta obchodzimy raczej wszyscy, nawet ci, którzy wypisują dzieci z religii i nie pojawiają się na niedzielnej mszy. Bo to takie radosne i kolorowe wydarzenie, można poszaleć z ozdobieniem mieszkania, szkoda pozbawiać tego najmłodszych. Niektórych taka niekonsekwencja razi. Takie wybieranie sobie tylko tego, co mi pasuje, co dla mnie najwygodniejsze. Być może to trochę znak naszych czasów. Wszystkiego jest w przesycie. Gonimy nie wiadomo za czym i musimy wybierać. A większość wybierze drogę łatwiejszą, przyjemniejszą. Tylko czy lepszą?

Adwent to czas przygotowania, zastanowienia się, być może obietnicy poprawy. Mamy przykazania, według których powinnyśmy żyć. Wszystko teoretycznie jest proste. Gorzej, gdy przychodzi do stosowania. Wiemy, że powinnyśmy miłować bliźniego, nawet nadstawiać drugi policzek, ale jak to przekuć na codzienne życie i rzeczywistość, gdy jeden drugiemu robi na złość, rywalizuje i nie daje się lubić. Czy pozostać w zgodzie z samym sobą i swoimi przekonaniami, czy wyjść na frajera, który sobie pozwala?

Wojna w Ukrainie pokazała nam pełną paletę emocji. Najpierw był szok, zaskoczenie, potem fala empatii i współczucia połączona z ogromną pomocą. Z czasem nastroje się zmieniły. Nastąpił przesyt, czego finałem była sytuacja z rolnikami, a teraz z transportem. Na naszych drogach stoją kilkudziesięciokilometrowe kolejki ukraińskich TIR-ów czekających na przekroczenie granicy. Gdy się przesuwają i chwilowo nie zajmują prawego pasa jezdni, można zobaczyć, co po sobie zostawiają kierowcy. Przydrożne rowy od Przeworska do Jarosławia zasypane są śmieciami, głównie plastikowymi butelkami po napojach. Tak pomoc wyszła nam bokiem, powiedzą jedni. Drudzy, że sami jesteśmy sobie winni. A jeszcze kolejni tylko uśmiechną się mówiąc, że to i tak nic naprzeciw wieczności.

Święta to czas magii i cudów – tak przywykło się w ostatnim czasie mówić. Bo fajnie brzmi, bo można pod to podpiąć jakieś charytatywne wydarzenie, co tym cenniejsze, że na kilka miesięcy przed wyborami. Magia może zadziać, jeśli uda nam się nie zagubić w tym wszystkim siebie. Odpowiednio wyważyć i dostrzec, co dla nas ważne. Znaleźć balans pomiędzy tym, czego od nas oczekują bliscy, a tego co sami byśmy chcieli. Równowagę między obowiązkami, a odpoczynkiem. Wtedy wszystko inne też się ułoży, czego sobie i Czytelnikom życzę na święta i w nadchodzącym nowym, 2024 roku.

 

Dominika Prokuska