Uciekają przed grozą wojny

Przy świetlicy wiejskiej w Piaskach spokojnie. Kilkuletnia dziewczynka bawi się na zewnątrz. Pod ścianą siedzą dwie kobiety. Obok stoi wóz strażacki. Krząta się kilku druhów. Po drugiej stronie drogi zaparkował radiowóz. Podobnie jest w Chotyńcu i Korczowej, punktach przeznaczonych dla uchodźców w przygranicznej gminie Radymno. W Korczowej spotykamy księdza. Przyjechał z okolic Kalisza z darami od parafian. – Tu jest spokój. Byłem wcześniej w Hali Kijowskiej w Młynach. Tam jest jeden wielki młyn – ocenia proboszcz.

 

Piaski, Chotyniec, Korczowa

W ubiegłym tygodniu odwiedziliśmy cztery miejsca, w których zbierają się uchodźcy przekraczający granicę w Korczowej. Trzy z nich są zorganizowane w świetlicach wiejskich. Czuwa nad nimi samorząd. Mogą pomieścić około setki osób. Przy każdym spotykamy policjantów, strażaków i żołnierzy WOT. Są też mieszkańcy. Nie widać niepokoju towarzyszącego uchodźcom.

Wchodzimy do świetlicy w Piaskach i odczucia zmieniają się radykalnie. Przy długim stole zapełnionym jedzeniem siedzą matki z małymi dziećmi. W dużej sali pełno łóżek. Część jest zajęta. – Mamy wszystko, co trzeba. Jest spokojnie – zapewnia wójta gminy Radymno Bogdana Szylara sołtys Piasków Marian Sobolewski. Uchodźcom pomagają mieszkańcy. Tego dnia dyżur pełnią strażacy z Chorzowa leżącego w gminie Roźwienica. – Zgodnie z harmonogramem. Dziś jesteśmy w Piaskach. Potem odpoczynek i jedziemy tam, gdzie nam wypadło. Wieziemy pomoc, albo pomagamy w punktach przyjmujących uchodźców – mówi jeden z druhów.

Wchodząc do sal przeznaczonych na odpoczynek dla uciekających przed okropnościami widać jej grozę. Matki z dziećmi i starsze kobiety czekają z niepokojem. Któryś z maluchów popłakuje. Trochę starsze dzieciaki bawią się, albo siedzą osowiałe. Wszyscy oczekują na wyjazd. Jedni już mają ustalone miejsce. Inni mają nadzieję, że gdzieś się znajdzie spokojny kąt. – Z centrum Ukrainy. Try dnia my jechali do granicy – mówi młoda kobieta z maluszkiem na rękach. Widać, że jest zmęczona, ale w miarę spokojna. Zapewnia, że wieczorem przyjadą po nią i ma miejsce gdzieś pod Warszawą.

Organizatorzy zapewniają, że rzadko zdarza się, by uchodźcy pozostawali w takim punkcie dłużej niż dzień.

W Chotyńcu jest podobnie. Działa kuchnia. Miejscowe panie pomagają w przygotowaniu posiłków. W zajętej przez uchodźców świetlicy można zauważyć pozostałości po przystrojeniu jej na ostatki. Wojna zmieniła plany i zamiast pożegnania karnawału wiejski budynek zapełnił się uchodźcami. Są strażacy i terytorialsi. Policjanci dyżurujący przy punkcie przyjechali aż z Gdańska. Pomagają mieszkańcy. W przykuchennym pomieszczeniu spotykamy kilkuletnią dziewczynkę. To też uchodźca. Nazywa się Ewa i jest sama. Mama i babcia pozostały na granicy, bo czegoś brakuje w dokumentach. Ewa nie zostaje w punkcie. Zabiera ją do domu mieszkanka Chotyńca. Też Ewa.

Punkt w Korczowej jest najbliżej przejścia. Uchodźcy są tam rejestrowani. Część zostaje, ale na krótko reszta jedzie dalej. We wszystkich miejscach spotkaliśmy przyjeżdżające z różnych stron kraju samochody. Przywożą pomoc. Zabierają uciekających przed wojną.

 

Hala Kijowska

Ostatnim miejscem, które odwiedzamy jest Hala Kijowska w Młynach. Trudno tu mówić o spokoju. Co chwilę z przejścia granicznego przyjeżdżają autobusy wypełnione uchodźcami. Sporo dziennikarzy i operatorów telewizyjnych. Przyjechali z całego świata. Przed halą tłum ludzi. W Piaskach, Chotyńcu i Korczowej nie spotkaliśmy praktycznie mężczyzn. Tu jest ich dość dużo. Sporo młodych. Spotykamy osoby o śniadej karnacji i całkiem ciemnych. Wyróżniają się ubiorem. Terytorialsi upominają, by wewnątrz hali nie fotografować. Uchodźców jest wszędzie pełno. Nad wszystkim starają się zapanować żołnierze WOT i strażacy. Policji jest mniej.

W tak dużym punkcie przeznaczonym dla uchodźców, jakim jest Hala Kijowska częściej przychodzi myśl, że należy być ostrożnym.

erka