Minister od kultury zdecydował, że przeznaczy po kilkaset tysięcy złotych artystom, bo tracą podczas pandemii. Wsparł m.in. wykonawców przeboju „Majteczki w kropeczki”. Trudno się dziwić, bo majteczki bliższe ciału niż fortepian. Zarządzający kulturą narodową nie spodziewał się jednak, że rozpęta burzę. Z pomocy się wycofał. Zawierucha została. Szkoda, bo twórcom pomoc potrzebna jak psu buda. Kultura zemrzeć przecież nie może. Przewoźnicy, restauratorzy, branża turystyczna i cała reszta dobijana pandemią to co innego. Jak im nie idzie, to mogą się przebranżowić i zostać, dla przykładu politykami. Tam kryzysu nie ma, a do zmiany profesji jeden z nich nawet zachęcał.
Pielęgniarki przygotowują się do protestu. Kobiety się nie zgadzają z rządzącymi. Rządzący nie zgadzają się sami z sobą i jak uchwalą bubla, to go nie drukują. Za to Drukarnia Papierów Wartościowych pracuje pełną parą. Codziennie miliony nowych banknotów o wysokich nominałach płyną na rynek. Meteorolodzy zapowiadają, że śniegu na święta nie będzie, ale zalecają optymizm, sugerując że może być biało, bo 10 lat temu było.
Z kolei astronomowie ostrzegają, że w 2068 r. może dojść do zderzenia z asteroidą, więc znowu będzie popyt na drożdże i papier toaletowy. Podwyżek wszystkiego należy spodziewać się od nowego roku, a Trump dalej uważa, że wybrali go na prezydenta USA, tylko sfałszowano wyniki. My z takim problemem mierzyliśmy się znacznie wcześniej. Niech Amerykanie korzystają z polskich doświadczeń. W końcu oba kraje łączy przyjaźń. Kiedyś podobne uczucie łączyło nas z innym sojuzem, ale się skończyło. Tylko niektórzy mówią, że poprzedni przyjaciel ulokował swoich agentów na najwyższych szczeblach polskiej polityki. Minister zdrowia przypomina, że antybiotyki nie leczą przeziębienia, grypy i kowidu, bo działają tylko na bakterie, a nie na wirusy. Lekarze zaś wiedzą swoje i według tego leczą. Doktor Bodnar nie ma zamiaru odpuścić i dalej udowadnia, że w zmaganiach z COVID-19 pomaga amantadyna. Wzywa odpowiedzialnych za nasze zdrowie, by się tym zajęli, a nie postępowali na zasadzie nie bo nie. Czas najwyższy, bo już nie tylko słyszymy o kolejnych zakażonych, ale coraz częściej koronawirus zabiera kogoś ze znajomych. Wiosną żyliśmy z nadzieją, że nas oszczędzi. Dzisiaj liczymy, że już nas dopadł i przeszliśmy zakażenie bezobjawowo.
Na lokalnym podwórku też wesoło. Jarosławski szpital przekazuje poprzez służby powiatowe podziękowania skierowane do sądu, prokuratury i jednej z firm za przekazanie jedzenia dla pacjentów. Tylko czekać aż pojawi się podziękowanie za udostępnienie prywatnego łóżka.
Nakarmieni takim szumem informacyjnym coraz częściej zastanawiamy się, jak można normalnie żyć i gdzie w tym wszystkim jest jakakolwiek logika. Lepiej o tym nie myśleć. Tylko wtedy staniemy się ubranymi zwierzętami.
Żyjemy w zaduchu. Targani konfliktami. Tresowani i okiełznywani na każdym kroku. Przestraszone, uwięzione i żyjące w gęstej atmosferze zwierzę odpowie wściekłością i agresją. Trudno liczyć, że człowiek postąpi inaczej.
W społeczeństwach uznawanych za rozwinięte coś dojrzewa. Owoc lekkostrawny raczej nie będzie.
Roman Kijanka