Otwórzmy oczy

Z każdej strony każą nam otworzyć wreszcie oczy, tak jakbyśmy ciągle mieli je zamknięte i nie widzieli tego, co ważne. Osobliwe, że dla każdego to otwarcie oczu oznacza co innego – na jedno polecają nam je otwierać, a na drugie już nieco przymykać. Mamy patrzeć i chwalić, jednocześnie nie widząc mankamentów, no chyba że u przeciwnika. Wtedy jest na odwrót. Nijak jednak nie wzrasta wartość pieniądza, kiedy próbujemy go oglądać z każdej strony, a wręcz przeciwnie. Przekonać się o tym możemy choćby po weekendowej wyprawie na lody z dziećmi, bo jedna gałka tego przysmaku już dawno nie kosztuje jeden czy dwa złote, tylko około siedmiu, i to w najlepszym wypadku.

Całkiem niedawno pojawił się film mający w tytule polecenie, by nie patrzeć w górę. Nie patrzeć, by nie widzieć problemów, czy zagrożeń i spać tym samym spokojniej. Tam chodziło o kometę. My, sądząc po ostatnich relacjach, zobaczyć możemy szpiegowski balon, który pojawia się, znika, a potem każdy go szuka, choć mało kto wie, jak wygląda. Na wszelki wypadek lepiej nie dotykać na spacerze niczego podejrzanego. Nie tylko w lesie, ale i w mieście.

W Warszawie na przykład w ostatnią niedzielę miał miejsce marsz przeciwników partii rządzącej i jej poczynań. Już dużo wcześniej trwała mobilizacja, brakowało miejsc w autokarach, szczycono się tym, że do stolicy wybierają się też przedstawiciele gmin tzw. typowo PiS-owskich, nawet z terenów naszych powiatów. Marsz miał być symbolem, głosem sprzeciwu społeczeństwa. Ostatecznie wiele osób wzięło w nim udział, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że nie tylko o to w tym wszystkim chodziło. Wydarzenie stało się niezłą pożywką zarówno dla zwolenników partii rządzącej, jak i jej przeciwników. Było na tyle duże, że nie dało się go pominąć, jak serduszka WOŚP na ubraniu osoby, z którą przeprowadzało się akurat wywiad. Każdy więc przedstawił je ze swojej strony, zmieniały się tylko paski u dołu naszego telewizora. I wszyscy ukazali to jako sukces, bo co innego podkreślili. Ci jednak, którzy myśleli, że otwierają oczy innym, być może sami nie dostrzegli, że chcąc nie chcąc stali się elementem walki politycznej, na wyższym szczeblu, gdzie tak naprawdę nie chodzi już o zwykłego obywatela, mimo zapewnień.

Zbliża się sezon urlopowy. Nie dla każdego jednak ważny jest wypoczynek na plaży, czy z drinkiem przy basenie. Choć trudno w to uwierzyć, są tacy, którzy wolą zrezygnować z urlopu i zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wydać na popularnego robota kuchennego za kilka tysięcy. Zazwyczaj są to osoby, które owe urządzenia widzą u znajomych czy sąsiadów, więc też muszą je mieć. Będzie je można postawić na blacie, chwalić się i podnieść w ten sposób swoją samoocenę i status społeczny. Później tylko szeroko otwierają się oczy ze zdziwienia. Po pierwszym szoku, związanym z ceną, okazuje się bowiem, że robot jednak sam wszystkiego od A do Z nie robi i na stole w magiczny sposób nie pojawiają się dania rodem z baśni: „Stoliczku nakryj się!”. Tak to nie działa, ale żyjąc w czasach, gdzie prawie wszystko można kupić, możemy o tym zapomnieć i nieźle się zdziwić.

Dominika Prokuska