Migawka

Choć wiosna się opóźniła Dzień Dziecka przyszedł na szczęście zgodnie z planem i był wolny od onlajnu. Dzieci w towarzystwie wychowawców ruszyły więc w teren. Trochę starsi poszli sami i przed lodziarniami potworzyły się kolejki, jak za komuny po mięso. Młodzi się cieszyli, bo w końcu byli razem i bez maseczek. Dzień później też świętowali. Dzieciom nie trzeba dużo do radości. Dorośli zawsze mają powód do narzekań. Bądźmy jak dzieci. Nie znaczy to byśmy patrzyli na świat infantylnie, ale radośnie, szczerze i z ufnością.

Świąt i otwarć ostatnio trochę się zebrało. W Świętem koło Radymna otwierali oczyszczalnię. Neutralizuje brudy i niezbyt dokucza powonieniu. Fiołkami wprawdzie nie czuć, ale można wytrzymać. Przyjechało wielu znacznych. W Jarosławiu otwierali stadion. Gości też było wielu. Tylko innych. Nie wiem, czy przedstawiciele i reprezentanci są podzieleni, ale na pewno dzielą się i w zależności od tego, kto organizuje otwarcie pojawia się inna grupa. Pierwszy bieg nie był wyścigiem, tylko prezentacją ważnych postaci, które na innych rywalizują polach. Patrząc na nich serce rośnie i przychodzą różne skojarzenia. Po nich analizy i wnioski. A każdy ma swoje.

Fotografia zamieszczona na pierwszej stronie ubiegłego numeru Gazety Jarosławskiej niesie w sobie więcej treści niż długa epopeja. Niby osiem osób na bieżni i nic więcej, ale popatrzmy. Pierwszy po prawej pan Haspel trzyma się stawki. Wie, że nie on będzie faworytem. Drugi jest dyrektor MOSiR Stalski. Startuje samotnie. Można wnioskować, że klubowicze zajmują inne stanowiska, a on nie powinien ich wyprzedzać. Dobre miejsce dostał szef rady Łąka. Sprawia wrażenie rwącego się do ataku, ale spojrzenie wskazuje, że dokładnie wie, iż dwóch zawodników po lewej wyprzedzić nie może. Gdyby do tego doszło musiałby pożegnać się z zawodami. Ksiądz prałat rywalizuje dystyngowanie. Każdy krok jest wymierzony, by nie powiedzieć wyliczony. Sam dla siebie jest rywalem. Reszta to inna liga. Poza burmistrza przywołuje marionetkę. Sznurków nie widać. Senator ruszył spokojnie. Patrzy tylko, by utrzymać się na torze. Wynik mniej ważny. Posłance i minister Annie można tylko pozazdrościć. Ma tyle energii i dziewczęcej radości, a przy tym dążenia do zwycięstwa, że mogłaby obdzielić wszystkich zawodników i jeszcze by jej nie brakło. Jako jedyna cieszy się z samego biegu, a nie z okoliczności mu towarzyszących. Z trenera przebija doświadczenie, jakby mówił – dziś tu jutro tam, byle reszta się dopięła.

To tylko niekoniecznie trafne skojarzenia.

Roman Kijanka