Ktoś postrzelił kota z wiatrówki

Gmina Zarzecze: Kotka z raną postrzałową trafiła do przychodni weterynaryjnej. W jej ciele tkwił śrut wystrzelony najprawdopodobniej z wiatrówki. Na szczęście zwierzę udało się uratować. Pani Alicja zgłosiła sprawę na policję. Tę, jak i wiele innych. Właścicielka kota, a zarazem wielka miłośniczka zwierząt wyznaje, że ktoś notorycznie truje i okalecza bezpańskie koty, którymi się opiekuje.

 

Pani Alicja mieszka w jednym z jarosławskich bloków. Za miastem ma dom po rodzicach, w którym przebywają jej koty. Obecnie jest ich około dziesięciu. Dwa należą do niej, cała reszta, jak twierdzi pani Alicja, została jej podrzucona.

– Często na mojej posesji znajduję koty, które trzeba leczyć. Ludzie są wygodni. Nie chcą ponosić kosztów z tym związanych, wiec się ich pozbywają. Jestem już tym zmęczona, ale nie jestem w stanie zostawić potrzebującego zwierzęcia w potrzebie. Karmię i opiekuję się wszystkimi, które do mnie trafią – mówi Alicja Prołubszczikow, mieszkanka Jarosławia.

Dom po rodzicach, który odziedziczyła pani Alicja, miał być bezpiecznym azylem dla niechcianych zwierząt. Bezpieczny jednak nie jest.

– Ktoś notorycznie podtruwa koty. Dzieje się tak od wielu lat. Kiedyś znalazłam truciznę wymieszaną z jedzeniem dla kotów. Innego razu kilka kawałki mięsa naszpikowane jakąś szkodliwą substancją. Nie jestem w stanie opisać jakie męczarnie przechodziły te biedne zwierzęta po zjedzeniu czegoś takiego ani tego, ile ja wycierpiałam, widząc je w takim stanie. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, by dopuścić się takich czynów? – zastanawia się pani Alicja, nie kryjąc wzruszenia.

 

Nie tylko trucizna

Czara goryczy przelała się, gdy weterynarz wyjął z szyi jednego z kotów śrut. Wówczas pani Alicja zorientowała się, że „koci oprawca” może nie tylko podtruwać te biedne zwierzęta, ale i do nich strzelać.

– Poszłam na policję. Pokazałam śrut, który wyjął weterynarz. Na komendzie mieli jednak wątpliwości, czy aby na pewno był to śrut – opowiada pani Alicja.

Czytelniczka opisywaną sprawą niejednokrotnie próbowała zainteresować organy ścigania.

– Za każdym razem, gdy znalazłam martwe zwierzę, zgłaszałam sprawę na Policję. Policjanci nigdy jednak do końca jej nie wyjaśnili – żali się.

Pani Alicja twierdzi, że przyłapała kiedyś mężczyznę, który mógłby dopuścić się takich czynów.

– Widziałam go pod moim domem. Świadkiem byłam ja i moja koleżanka. Mężczyzna ten miał kiedyś niecne zamiary wobec mnie. Na szczęście udało mi się uciec. Myślę, że to on może znęcać się nad kotami, którymi się opiekuję – zwierza się pani Alicja.

 

„Cmentarzysko” na posesji

– Od czerwca 2009 r. do lipca 2010 jedenaście kotów zostało otrutych – wylicza pani Alicja. Na dowód swoich słów kobieta pokazuje rozpiskę z datą śmierci i imieniem kota oraz grubą teczkę pism kierowanych do różnych instytucji.

– Ten proceder trwa od lat. Nie ma roku, w którym nie znalazłabym martwego kota. Niektóre były cyklicznie podtruwane. Inne miały liczne obrażenia na ciele, połamane kości. Około 60 kotów już tak marnie skończyło. Dlaczego nikt z tym nic nie zrobi? Każdy mnie ignoruje – opowiada załamana kobieta.

W sprawie opisywanej przez naszą Czytelniczkę skontaktowaliśmy się z Komendą Powiatową Policji w Przeworsku. Asp. szt. Justyna Urban, rzecznik prasowy KPP w Przeworsku potwierdza, że wielokrotnie prowadzone były interwencje w sprawach opisywanych przez panią Alicję. Postępowania sprawdzające oraz przygotowawcze prowadzili również policjanci z Kańczugi.

Wszystkie zakończyły się odmową wszczęcia albo umorzeniem – mówi J. Urban.

Czy w gminie Zarzecze faktycznie grasuje „koci oprawca”? Ta zagadka niestety nadal pozostaje bez odpowiedzi, a zdaniem pani Alicji koty ciągle narażone są na niebezpieczeństwo. Jak tłumaczy, nie może zabrać ich do siebie, ponieważ mieszkanie w bloku ograniczałoby ich wolność i swobodę, którą zapewnia im domek za miastem.

EK