Do czego to zmierza?

Ciekawe czy doczekamy kiedyś czasu, kiedy państwo zacznie w końcu pomagać swoim obywatelom? Czasu, kiedy na terapie kosztujące setki tysięcy czy miliony złotych nie będą już musieli składać się zwykli ludzie, a chorzy będą mogli w spokoju poddać się leczeniu, a nie głowić się co by tu jeszcze zrobić, aby zdobyć środki na leczenie. W internecie coraz częściej można natknąć się na prośby o pomoc w zebraniu pieniędzy. Najczęściej są one tworzone po jakiejś tragedii, która kogoś spotkała, bądź też w celu ratowania życia lub zdrowia. Gdyby się tak głębiej zastanowić, można by dojść do wniosku, że słowo „zrzutka” nabrało w ostatnich latach jakby innego znaczenia. Kiedyś kojarzyło się pewnie bardziej z jakąś spontaniczną akcją tj. zebraniem kilku groszy na zakup czegoś np. prezentu imieninowego czy nawet butelki alkoholu. Dziś, kiedy pada hasło „zrzutka”, na myśl przychodzi nam osoba chora, potrzebująca pomocy, koło której ciężko jest przejść obojętnie. Podświadomość podpowiada nam, że jeśli my nie pomożemy, to nikt jej nie pomoże. Czy tak powinno być? Czy ratowanie zdrowia i życia powinno spoczywać tylko na barkach zwykłych obywateli?

Za nami kolejny już finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która (jak wszystko z resztą) ma swoich zwolenników, jak i przeciwników. Zwolennikami są najczęściej ci, którzy mieli okazję korzystać ze sprzętów opatrzonych czerwonym serduszkiem. Czasem korzystali z nich sami oni sami, czasami ratowały one życie kogoś im bliskiego. Przeciwnikami są z kolei najczęściej ci, którzy mają w życiu więcej szczęścia i oddziały szpitalne udaje im się omijać szerokim łukiem. Jedno jest jednak pewne, gdyby szpitale były odpowiednio doposażone, takie wydarzenia jak „orkiestra” nie miałyby racji bytu. Nie można by było wówczas powiedzieć, że ktoś się na tym bogaci, a ktoś inny traci. Takie inicjatywy nie miałyby sensu.

Żyjemy w czasach, w których coraz bardziej zauważalny jest brak pokory. Za króla szos często uważa się osoba, która tyle, co uzyskała prawo jazdy i posiada raczej nikłe umiejętności, a przy każdej nadarzającej się okazji opowiada, jak świetnie radzi sobie na drodze. Czasami napotykamy również na mechanika, który powymienia dobre części, a przyczyny usterki i tak nie wyeliminuje, albo osobę, która podawała pustaki na budowie, a ma się za nie wiadomo jakiego fachowca w swojej dziedzinie. Podobnie jest z dziennikarstwem. Za dziennikarza uważa się osoba, która napisała w życiu trzy artykuły… Czy aby na pewno tak to wszystko powinno wyglądać?

 

Ewelina Kłak