Coś się przecież dzieje

W ubiegły weekend w całej Polsce mogliśmy zwiedzać bezpłatnie muzea i wszelkie obiekty kultury w ramach Nocy Muzeów. Dostępne były miejsca otwarte na co dzień, ale i te, zwykle dla szarych obywateli niedostępne. Dla miłośników prawdziwa gratka, ale i miły sposób na spędzenie sobotniego wieczoru, tym bardziej jeśli pogoda dopisała. Wszystko fajnie, ale pojawia się gorzka refleksja, że w wydarzeniach tego typu biorą zazwyczaj udział ludzie, którzy w większości i tak by te miejsca odwiedzili, chętnie nawet płacąc za wstęp i dokładając się tym samym do utrzymania obiektów kulturalnych w swojej okolicy. Ci, którzy mogliby skorzystać, być może pokazać nawet coś dzieciom, zaszczepić w nich zainteresowanie sztuką, ale nie zawsze ich na to stać, bo są inne wydatki – takie osoby z oferty nie korzystają, mimo że nic ich ona przecież nie kosztuje. A może kosztuje – wysiłek wyjścia z domu, zajęcia się dzieckiem, odstawienia na chwilę telewizora, czy fajek.

Mimo że z racji rozmiaru miast Przeworska czy Jarosławia, nie mamy tylu atrakcji co np. Kraków, w ten weekend można było zobaczyć i u nas kilka ciekawych miejsc. Swoje tajemnice odsłoniła jarosławska Kolegiata, a przeworskie muzeum zabrało zwiedzających w podróż w przeszłość, w udany sposób łącząc ją z nowoczesnością i tradycjami pielęgnowanymi do dziś. Zwiedzanie jarosławskiego Rynku jeszcze przed nami, więc kto nie liznął kultury w minioną sobotę, będzie miał jeszcze okazję zrobić to w najbliższą, 20 maja.

Warto czasem wyjść ze swojej strefy komfortu, z domu, z bezpiecznej skorupy i spróbować czegoś nowego. Może nie zawsze od razu rozumianego, być może nawet nieco dla nas przerażającego, ale o ile satysfakcjonującego, gdy się już przełamie. Nowość być może stanie się naszą nową rutyną i sprawi, że nie będziemy stać w miejscu, a w konsekwencji, cofać się.

Walka ze swoimi bezpiecznymi, dobrze znanymi nawykami i przyzwyczajeniami to jedno. Drugie to nasze reakcje na działania innych osób, tuż obok nas. Jeśli widzimy, że ktoś może potrzebować pomocy, ale nie mówi o tym wprost, uznajemy że nie chcemy się wtrącać, rozgrzeszamy się, że pewnie nam się przewidziało, że ten ktoś pewnie sobie nie życzy, żeby wchodzić z butami do jego życia. Odchodzimy więc na bok, odwracamy głowę, zajmujemy myśli czymś innym. Inaczej sprawa ma się, gdy nikt naszej pomocy nie potrzebuje, ale to my chcemy poczuć się lepiej i kogoś pouczyć. Mimo że tego nie oczekuje, upomnieć, bo jesteśmy starsi, a więc pewnie mądrzejsi. Wtrącić swoje trzy grosze, zawiadomić policję, bo sąsiad nieznacznie źle zaparkował. To nic, że możemy dopiero wtedy komuś narobić prawdziwych kłopotów, bo coś nam się zdawało. Bo na tego spokojnego łatwiej przecież donieść, niż na oprycha, którego każdy boi się ruszyć. Ale już nie jest się obojętnym, coś się przecież robi. Może jakoś to będzie, myślimy. I zazwyczaj to się udaje, dopóki nie stanie się tragedia, o której trąbią później media przez kilka tygodni.

Dominika Prokuska