A wojna trwa i będzie trwać

W ubiegłym tygodniu minęła druga rocznica wybuchu wojny na Ukrainie. Od tego czasu wiele się zmieniło. I to po kilka razy. Konflikt, który zaskoczył, zburzył porządek świata i poczucie bezpieczeństwa, z czasem spowszedniał i zszedł z czołówek wydań serwisów informacyjnych. Konflikt, który miał zakończyć się po kilku tygodniach, później miesiącach, trwa już ponad 2 lata i coraz częściej mówi się, że to nie koniec. Każą nam być gotowym na atak Rosji w ciągu najbliższych lat. Zawsze trzeba brać pod uwagę każdą ewentualność. Mieć zapas żywności, wody i baterii, a gotówkę i dokumenty pod ręką. Jakby to było, gdyby naprawdę przyszło nam się sprawdzić? Obyśmy tego nie musieli doświadczać.

Przez ten czas całkowicie zmieniły się nasze nastroje. Od współczucia i chęci pomocy, nawet kosztem samych siebie, do bycia „anty”, za sprawą niekorzystnych, zwłaszcza dla naszych   przewoźników i rolników, przepisów wykorzystywanych przez wschodnich sąsiadów. Nasze produkty, spełniające jedne z najbardziej wyśrubowanych norm jakości, nie mają szans z towarem, którym zalewany jest polski i europejski rynek. Tam stosować można środki, które u nas już dawno zostały zakazane. Co ląduje więc na naszym talerzu? Przede wszystkim się nie uchronimy, ale warto wnikliwiej studiować etykiety produktów, które kupujemy. Niestety, ciągle są ludzie, których sytuacja życiowa, bądź zwyczajna ignorancja, zmusza do wyborów wyłącznie ze względu na niższą cenę, nie patrząc na jakość, czy kraj pochodzenia.

Społeczne poparcie dla Ukraińców jest obecnie wyższe we Francji i Portugalii, niż w Polsce. W samo zwycięstwo Ukrainy wierzy już tylko 10% Europejczyków, choć z drugiej strony nikt się nie przyzna, że dopóki trwa konflikt i nie eskaluje, reszta jest na razie względnie bezpieczna. Wolą więc wspierać, choć nie każdemu się to uśmiecha, bo to takie mniejsze zło. Pojawiają się nawet głosy, że Ukraina nigdy nie była tak blisko NATO, jak w tym momencie.

Za wschodnią granicą trwa wojna, tymczasem rosyjscy i białoruscy sportowcy biorą udział w zawodach. Z jednych rozgrywek są wykluczani, w innych startują bez flagi, jeszcze gdzie indziej nic się nie dzieje, gdy startują. Ci, co powinni walczyć, uciekają i bawią się. Niech walczy kto inny. Są równi i równiejsi? Podobnie ze zmarłym niedawno w kolonii karnej Nawalnym. Był wrogiem Putina, ale w sumie, gdyby się zagłębić w temat, poglądy na pewne sprawy mieli podobne. Czy jego śmierć to sygnał dla świata? Że Rosja jest wielka i wcale jeszcze się nie kończy? Przyczaja się do kolejnego uderzenia. Bo co ma do stracenia? Na pewno nie sprzęt, który do obu stron konfliktu płynie jako wsparcie szerokim strumieniem. Na tym ktoś świetnie zarabia i to właśnie im przede wszystkim opłacają się konflikty zbrojne i to, żeby za wcześnie się nie zakończyły. Zwykli ludzie to tylko pionki, którzy obrywają rykoszetem, bez względu na narodowość.

 

Dominika Prokuska