Pisanki, czyli jak malować życie

– Trzeba wiedzieć, jak malować pisanki – mówi Antoni Porczak z Węgierki pokazując różnobarwne jajka liczące sobie po kilka lat. – Dawniej malowało się łupinami z cebuli, które dawały brązowe odcienie, świeżymi listkami żyta na jasną zieleń, bejcą do drewna na żółto i ołówkiem kopiowym na fiolet. Powlekało się woskiem – dodaje.

 

– Farba konserwuje pisanki. Raz kura zniosła brązowe jajko. Tak wybarwione, że nie trzeba było go powlekać farbą. Namalowałem same kwiatki. Po pewnym czasie jajo eksplodowało. Dlatego tak ważna jest farba – opowiada ludowy artysta zaznaczając, że każdy kolor ma swoje znaczenie i pokorze przypisywany jest róż.

– Zawsze chciałem malować. Nie mazać ściany, tylko tworzyć sztukę – zapewnia Antonii Porczak.

Umówiliśmy się z panem Antonim na rozmowę o dawnych zwyczajach wielkanocnych, jednak temat się zbaczał i spotkanie stało się rozprawą o życiu zdążającą bardziej w stronę spowiedzi wielkopostnej i zarazem poszukującą sensu i drogi.

 

Post, wirus i obgadywanie

Dawniej jak przychodził post, to najczęściej był ścisły. Wspominano, że ludziom, którzy wybrali się na rezurekcję trudno było wrócić do domu, tak byli wycieńczeni poszczeniem. Tym bardziej, że niektórzy mieli daleko do kościoła – wspomina Antoni zaznaczając co jakiś czas, że kiedyś było inaczej. – Spowiedź to nie tylko wyznanie grzechów. Ze swojej sprawy i swojego życia się spowiadamy – uważa.

– Nikt tego nie przewidział jak sprawiedliwość się stała. Ludzie narzekają, że to kara boska. Bóg jest tak cierpliwy i miłosierny, że nie ma w nim żadnej zemsty, żadnej złości i żadnej kary nam nie niesie – kontynuuje zmieniając temat. – To, co jest, to pomsta na ludzi przez ludzi sprowadzona. Gdyby nie było tego dopustu, tego koronawirusa, to w Polsce byłaby wojna domowa. Krew by się lała, jeden drugiego by zabijał. Tak by mogło być. Widać to po zachowaniu i po tym, co się dzieje dookoła. Szerząca się zawiść i nienawiść. Wzajemne oczernianie. Tu się krew nie leje, ale rośnie dramat. To nie kara boża. To ludzki dopust – ocenia. Uważa, że nie potrafimy patrzeć na innych ze zrozumieniem.

Jeden ksiądz jest taki, drugi taki inny. Tak samo policjant, czy sąsiad. Ludzie obmawiają wszystkich zamiast brać pod uwagę, że powinni wpierw na siebie popatrzeć. Obgadując stają się gorsi od obgadywanych – zauważa.

Ludowy artysta z Węgierki zapewnia, że służy tylko Niepokalanej.

Wielkanocne wystrzały i sikawki

Według przekazu, gdy Chrystus zmartwychwstał to skały pękały i huk był potężny. By to wydarzenie upamiętnić mieszkańcy, którzy mieli kontakt z wybuchami, bo byli na wojnie albo służyli w wojsku chodzili po wsi przed Wielkanocą i zbierali na proch. Chodzili tacy obeznani ze strzałami i już od świtu w Wielkanoc strzelali. Używali moździerzy, starych wybitych kowadeł. Zdarzało się że mieli pozostałe po wojnie pociski. Strzelali też z klucza. Zasypywało się go prochem i uderzało. Huk był mocny. Były też pukawki z dzikiego bzu robione i podobne do nich sikawki przeznaczone na wielkanocny poniedziałek. Na post przygotowywaliśmy kołatki i grzechotki. Wesoły był śmigus dyngus, czyli sikanie w wielki poniedziałek. Panienki musiały się wykupić pisankami. Oblewaliśmy się cały dzień. Kołatki, grzechotki na Wielki Post – wspomina pan Antoni.

 

Rycerz Niepokalanej i maseczki w kościele

– Urodziłem się 13 czerwca 1938 r. Miesiąc później ojciec napisał do Niepokalanowa i zostałem wpisany jako rycerz Niepokalanej. Jako niemowlak otrzymałem potwierdzenie od o. Maksymiliana Kolbe, późniejszego świętego, który zginął w Oświęcimiu. Całe życie staję w obronie Matki Bożej Niepokalanej – zaznacza artysta.

Wracając do obecnej sytuacji pan Antoni zaznacza, że postanowił sobie, iż w masce do kościoła nie pójdzie. – Nie chcę żeby ktoś powiedział, że stwarzam zagrożenie. W grudniu byłem, bo trzeba się wyspowiadać. Unikam grzechów ale zawsze coś się trafi. Wszyscy byli w maskach. Ja bez. Wtedy usiadłem w pierwszej ławce licząc, że jak będzie kontrola to się niezauważony wymknę przez zakrystię żeby ksiądz nie miał kłopotów – opowiada zaznaczając, że w każdy piątek i niedzielę idzie do krzyża stojącego w lesie. – Podrutowałem go żeby się nie przewrócił. Idę do Chrystusa ukazanego w żeliwnym wizerunku jak do „pana kolegi”. Czuję, że tam Boga spotykam. Stary krzyż trzeba uszanować. Żeby poznać życie człowieka trzeba wiedzieć jak miedza biegnie, a nasza wiara, kultura i tradycja jest taką właśnie graniczną miedzą – podsumowuje.

Kamieniołom, sens życia i pasja

Była wojna. Niemcy kwaterowali w naszej stodole. Miałem wtedy 4 lata i przyglądałem sie jak jeden z nich ryzuje naszą słomianą chałupę. Nie mogłem zrozumieć w jaki sposób potrafi zmieścić duży dom na małej kartce, ale wtedy porwałem od niego ten dar malowania i chłonąłem go całe życie – pan Antonii zaczyna kolejny temat. Wspomina, ze chciał iść do szkoły plastycznej, ale ojciec widział go na gospodarstwie. Opowiada o propozycji kształcenia w Przemyślu i pobycie na Dolnym Śląsku. – Pojechałem do kopalni bazaltu w Sulikowie na Dolnym Śląsku. W kamieniołomie wybili nową sztolnię. Miałem wywieźć dziennie pięć dwutonowych kolib. Została do urobienia jeszcze jedna. Trafiła się potężna płyta szczycie wysokiego filaru. Wylazłem wysoko, odwróciłem się tyłem do ściany, chociaż tego nie wolno było robić i uderzyłem. Poleciało wszystko. Spadały wielkie kamienie. Wszyscy uciekali. Nie pomyślałem, że filar który rozbijałem trzymał całą skałę. Cudem nie zginąłem. Wtedy zrozumiałem, że rozpoczynając robotę trzeba widzieć jej koniec – mówi artysta. Wtedy zrozumiał sens życia. – Dzisiaj ludzie nie zastanawiają się nad niczym. Patrzą tylko aby mieć. Tak samo było ze mną. Kierowałem się nie tyle chęcią zysku, co raczej bezmyślnością. Kopalnia pokazała, że tak nie wolno. Źle pomalowana pisanka nie utrzyma się długo – podkreśla.

Nasz rozmówca wrócił pod dość długim pobycie na Dolnym Śląsku – ostatecznie wrócił w okolice gdzie się urodził i został rolnikiem malującym i tworzącym inne formy plastyczne pokazujące to, co w duszy się wykluwało. Jego prace trafiły do wielu ekspozycji w kraju na świecie, a on sam ciągle zastanawia się nad sensem swojego życia. – W starszym wieku rozum się nie postarzał tylko mu czasem brakuje rozrusznika – podkreśla.

Farba ma być taka żeby się nie ścierała i nie pękała. Jedne kolory szybciej płowieją, inne utrzymują dłużej. Życie jest podobne. Ta wielka płyta z kamieniołomu nauczyła mnie, żeby wszystko robić solidnie i widzieć skutki – dodaje.

erka