Od pucybuta do milionera

Tak zwany American dream to nie tylko magnes Stanów Zjednoczonych wciąż przyciągający imigrantów do tego kraju, ale także ciekawa filozofia, że kimkolwiek jesteś i gdziekolwiek żyjesz możesz osiągnąć sukces. Ma on wiele znaczeń i tyle twarzy ile ludzi za nim goniących, choć konsumpcjonizm „spłyca” dziś marzenia do samochodów, telefonów i ubrań. Na naszym terenie też nie brakuje ludzi, którzy doszli do czegoś swoją harówką i pomysłowością. Wielkie przedsiębiorstwa, rodzinne firmy, czy drobne zawody wykonywane z pokolenia na pokolenie to różne oblicza naszego regionalnego amerykańskiego snu.

 

Z chłopa król

Jest też drugi sposób szybką karierę. Nie opiera się na cieżkiej pracy, ale na odpowiednich mechanizmach społecznych i polityce. Dotyczy ona publicznych stołków i funkcji. Zdaje się, że kiedyś stanowisko i pozycja społeczna zobowiązywały do trzymania pewnego poziomu wykształcenia, wysławiania się i ogólnej kultury osobistej. A może tylko mi się tak wydaje i dotyczy to społeczeństwa w ogóle, a nie tylko tych na wyższych szczeblach drabiny politycznej. Jednak najbardziej kłuje chyba w oczy właśnie brak kultury i obycia ludzi na świeczniku społecznym. I nie mam na myśli tak oczywistych rzeczy jak przekleństwa rzucone tu i ówdzie pod czyimś adresem albo pod wpływem emocji. Bądź co bądź, są to emocje. Problem polega na tym, że najczęściej ludzie na odpowiedzialnych stanowiskach nie umią sami sklecić przemówienia, a potrzebują od tego ludzi. Im wyższy urząd, tym lepsi specjaliści. I w pewnym momencie okazuje się, że każdy może zostać dyrektorem czy posłem. Dobrych parę lat temu natknąłem się na wywiad z menadżerem muzycznym, który twierdził, że za ok. sto tysięcy złotych jest w stanie zrobić gwiazdę muzyczną z pierwszej lepszej osoby na ulicy. Pieniądze byłyby potrzebne na marketing i odpowiednie lokowanie osoby w mediach.

 

Proponuję przyjrzeć się osobom publicznym na ich sposób wypowiedzi i zachowanie. Proponuję też zwrócic uwagę na sposób wysławiania się naszych najbliższych. Mamy często pretensje do młodzieży, że posługuje się językiem skrótów i nie potrafi się wysłowić – ja wzdrygam się nieraz, jak zobaczę wiadomości, które piszą nauczyciele; niegdyś inteligencki autorytet, dziś wielu z nich nie używa w SMS-ach pełnych zdań, znaków interpunkcyjnych ani nawet dużych liter.

Sebastian Niemkiewicz