All-focus

Zapomniany skarb w Łopuszce Wielkiej

To co znajduje się pod ziemią na skraju Łopuszki Wielkiej śmiało można nazwać skarbem. Jest to alabaster, wykorzystywany m. in jako surowiec do rzeźbienia, do produkcji gipsu dentystycznego czy chirurgicznego. W Polsce znajduje się jeszcze tylko jedynie na Pogórzu Kaczawskim w paśmie Sudetów.

 

Miejscowy skarb cechuje wysoka jakość, jest jednym z najczystszych w Europie. Od lat 20-tych do lat 70-tych XX wieku istniała tu kopalnia alabastru. Dzisiaj po kopalni nie zostało praktycznie nic. Tylko miejscowy Klub Sportowy „Alabaster” swoją nazwą przypomina o wydobywanym tutaj przed laty surowcu.

A tak się zaczęło

Do hrabiego Scypio, właściciela Łopuszki Wielkiej przyniesiono kawałek skały znaleziony na terenie wsi. Hrabia, człowiek wykształcony, znający się na sztuce od razu zorientował się, że to znalezisko jest cenionym na świecie surowcem, wykorzystywanym w rzeźbiarstwie. Postanowił wybudować tutaj w 1928 roku kopalnię alabastru. – Pamiętam jak mama opowiadała, że w kopalni wykorzystywany był kierat z koniem. Wydobywany alabaster wyciągano końmi pod górkę do budynków przy torach kolejowych, a stamtąd szedł w świat – mówi Janina Szafran mieszkająca niedaleko starej kopalni. Bardzo istotną rzeczą przy powstałej kopalni było istnienie linii kolei wąskotorowej, dzięki której możliwy był sprawny transport alabastru. Działalność kopalni przerwała II wojna światowa. Została ona zalana wodą przez wojsko hitlerowskie i wydawało się że to będzie już jej koniec.

Stare zdjęcie kopalni udostępnione dzięki Andrzejowi Osmykowi, dyrygentowi Orkiestry Dętej OSP w Łopuszce Wielkiej

Wydobycie pełną parą

Po wojnie kopalnię doprowadzono do użytku, a wydobywany surowiec wykorzystywany był m.in do rekonstrukcji posadzek i sztukaterii w Zamku Królewskim w Warszawie. – Kopalnia słynna była na całą Europę. Alabaster jechał w różne rejony Polski. Jeśli chodzi o infrastrukturę to była wieża, dwa szyby: wydobywczy i drugi, którym wchodzili ludzie po drabinach na dół. Surowiec nie był zbyt głęboko pod ziemią. Wydobywano takie okrągłe skały. Ładowaliśmy je do wózków. Dziennie wydobywano około 80 wózków alabastru. Na placu leżały hałdy i była płuczka wirowa. Po opłukaniu segregowano alabaster pod względem jakości – mówi Józef Szafran, który pracował w tej kopalni w latach 70-tych ubiegłego wieku.

Alabaster z kopalni w Łopuszce Wielkiej miał kilka rodzajów i gatunków. Jego zastosowanie było szerokie. – Wydobywano tutaj alabaster siwy, biały i żółty. Siwy był najtrwalszy, to pierwszy gatunek. Musiały być piły diamentowe do jego cięcia. Pamiętam jak z Krakowa przyjeżdżali po pocięte płaty alabastru, płytki z tego robili. Potem przywieźli pokazać gotowe, były naprawdę piękne. Biały był miękki. Można było wystrugać w nim z łatwością popielniczkę. Żółty się rzadko trafiał, ale był – opowiada pan Józef. Alabaster przetwarzano też na gips dentystyczny, chirurgiczny oraz budowlany. – Gips robiony do elektryki był to trzeci gatunek. Wysyłaliśmy go do Warszawy do „dwóch ciotek”. Tak nazywaliśmy kobiety, które stamtąd zamawiały nasz surowiec – dodaje pan Józef. Wszystko funkcjonowało bardzo dobrze ale do czasu.

Janina Szafran pokazuje bryłkę alabastru

Smutny koniec

Po wielu latach wydobywania alabastru warunki pracy były coraz bardziej niebezpieczne. W latach 70-tych podjęto decyzję o zamknięciu kopalni. Próbowano jeszcze ją reaktywować w późniejszym czasie ale bez skutku. Szyby zostały zasypane, a miejscowy skarb czeka ukryty w ziemi na nowych odkrywców. Pamięć o kopalni alabastru w Łopuszce Wielkiej funkcjonuje ciągle wśród miejscowej ludności. Ludzie przekazują sobie informacje o słynnej kopalni, a znajdujący się w miejscowym kościele lichtarz paschałowy wykonany z lokalnego alabastru ciągle przypomina o tym cennym surowcu i bogatej historii nieistniejącej kopalni.

Marcin Sobczak

 

Czytaj w papierowym wydaniu