Wreszcie mamy prawdziwą zimę. Jedni się cieszą, inni narzekają. Dzięki zimie w ubiegłym tygodniu dało się zaobserwować ciekawe obrazki. Nie trzeba było daleko szukać. Walka ze wspólnym wrogiem scaliła parkujących obok siebie, wcześniej mijających się bez słowa. Wychodząc z pracy o jednej godzinie ludzie z różnych biur i firm spotkali się na parkingu. Do tej pory mało kto mówił sobie „dzień dobry”, o choćby uśmiechu nie wspominając.
Prawdopodobniejsze były rozmaite inwektywy mamrotane pod nosem, gdy ktoś tuż przed nami zajął nam ostatnie wolne, z daleka już upatrzone miejsce. Teraz worek z pozytywnymi uczuciami rozsypał się. „Pożyczy pani łopatę?”, „Pomożecie mi wypchnąć auto z zaspy?”, to tylko niektóre słowa, które można było usłyszeć. Kilka dni wcześniej wszyscy jak jeden mąż zrzeszyli się w chórze drapania szyb. Jednostajny odgłos było słychać w każdej części parkingu. Każdy drapał, marzły mu ręce, ale nikt nie narzekał, bo inni mieli tak samo źle.
Kilka dni później śniegu nadal było dość. Przestał padać, ale za to wiatr zaczął go roznosić w ten sposób, że wydawało się jakby było go więcej i więcej. Niektórzy dosłownie i w przenośni poczuli się już nim przytłoczeni, zwłaszcza gdy zaspy uniemożliwiły dojazd do szkoły i pracy. Daleko nie trzeba było szukać, bo wszystko działo się na terenie miasta.
Niektórzy zostawili więc auta w domu, jedni z przymusu, inni z wyboru. Jeszcze inni nieco wątpili w swoje umiejętności, bądź żal im było wydawać wcześniej pieniądze na zimowe opony, bo przecież „zim już nie ma”. Zresztą jest już luty, a to prawie marzec, więc wiosna i jakoś to będzie.
Meteorolodzy zmienili właśnie zdanie i z prognozowanych siarczystych mrozów, które miały nas dobić drugą połową miesiąca, zrobili gwałtowne ocieplenie, które już w tym tygodniu ma przynieść kilkanaście stopni na plusie. O tempie topnienia śniegu i tym, gdzie pomieści się powstała z niego woda aż strach myśleć. Gdy śniegu zabraknie, odsłonią się również mniej przyjemne dla oka obrazki. Teraz przynajmniej możemy udawać, że nie widzimy śmieci i psich odchodów, ale odwilż już wkrótce bezczelnie je obnaży. Jak i wiele innych spraw, które zamiatane pod przysłowiowy dywan, kiedyś spod niego wypłyną.
Dominika Prokuska