Z boku patrząc

Ciekawie jest, ale by kogoś zainteresować nie wystarczy to zauważyć. Trzeba jeszcze to fajnie pokazać, a nie każdy to potrafi. Będzie więc nudno.

Tydzień obfitował w wydarzenia. Najgłośniej odbiła się w mediach beatyfikacja rodziny Ulmów w nieodległej od nas Markowej. Przyjechali na nią wszyscy rządzący aktualnie naszym krajem. Ale choć to ich pokazywano nie oni byli najważniejsi. Większe znaczenie mieli pielgrzymi, którzy już bez plakietek VIP zadali sobie trud uczestnictwa. Wydarzenie było znaczące, bo pierwszy raz w historii Kościoła wyniesiono na ołtarze całą rodzinę razem z nienarodzonym jeszcze dzieckiem. Decyzję papieża Franciszka poprzedzoną procesem beatyfikacyjnym należy odczytać, jako wielki hołd złożony właśnie rodzinie. Tu potraktowanej jako jedność. Bo przecież małe dzieci nie bardzo wiedziały dlaczego rodzice pomagają Żydom i co im za to grozi. Tu są częścią rodziny rozumianej jako spójne i nierozerwalne istnienie. Niedzielna beatyfikacja pokazuje jak wielką wartość w oczach Kościoła ma złożona z różnych osób, a przy tym nierozdzielna i traktowana jak monolit rodzina. Pokazuje też, że wydawałoby się typowo ludzkie zachowania, empatia i niesienie pomocy potrzebującym jest czymś wyjątkowym, choć powinno być pospolite. Chyląc czoła przed Wiktorią, Józefem i ich dziećmi warto też zauważyć, że my Polacy nie jesteśmy, jak niektórzy starają się nam wpoić narodem wybranym, bo patrząc na historię Ulmów znajdziemy Polaka, który ich razem z ukrywanymi wydał na śmierć. Są między nami Ulmowie i są też zdrajcy.

Dziwny jest ludzki świat, a w nim niepojęte postępowanie społeczności nazywającej się z gruntu i od wieków katolicką, skoro postępowanie zgodne z nauką Kościoła zdarza się tak rzadko. O wyjątkowości tych zachowań świadczy przecież niedzielna uroczystość w Markowej.

Wydarzeń było wiele, ale tylko specjaliści potrafią je interesująco pokazać i jeszcze marketingowo przy okazji wykorzystać. W ubiegłym tygodniu odwiedził nas 75-letni pan. Wychodząc na poddasze troszkę się zasapał, a gdy już wyrównał oddech zapytał – Gdzie są te bezpłatne leki, o których wszędzie słychać. Wyjaśniał, że leczy się z kilku dolegliwości i od lekarzy usłyszał, że albo jeszcze nie weszli w nowe zasady, albo na tą akurat dolegliwość nie ma darmowych, albo kierowali go do rodzinnego. Tam dowiedział się, że płacić musi. Jego pytanie został potraktowane jako retoryczne, czyli nie wymagające odpowiedzi. Gość ponarzekał i odszedł już w lepszym nastroju. Podsumował jednak stwierdzeniem, że obietnice obietnicami, a ich realizacja to całkiem inna sprawa.

Ci, którzy potrafią pięknie pokazywać rzeczywistość, wiedzą że aż do bólu należy zawalić ludzi wiadomościami o tym, że dają i że jest tego o wiele więcej niż się należy i cicho siedzieć z tym, co zabierają i że tego też jest o wiele więcej niż się należy.

Roman Kijanka