Niewielu pamięta jak na żniwach dawniej bywało. W zeszłym tygodniu w Siennowie można było ujrzeć to na własne oczy. Pracowano używając metod naszych ojców i dziadów, z zapomnianymi pieśniami na ustach. To wszystko by choć cząstkę tamtych czasów ocalić od zapomnienia.
Pogoda dopisała. Pod bramą Izby Regionalnej w Siennowie zebrała się gromada ludzi z narzędziami i strawą. Gospodarze wyszli i powitali przybyłych. Przystąpiono do przygotowań. Poczęto klepać kosy na tzw. „babkach”, by je należycie do żniw przygotować. – Trzeba nam ruszać w pole – ktoś krzyknął. Ruszyli więc. Rumiani i weseli przy dźwiękach akordeonu szli głośno śpiewając. Korowód dotarł na miejsce. – Jak stary obyczaj każe według ojców naszej wiary, pierwszy pokłos nam zaczynać tym tatowym sierpem starym – wyrzekł gospodarz i kosiarze ruszyli do pracy. Kobiety odbierały zboże, wiązały je w snopki i opierając je o siebie stawiały z niego mandla. Skwar lał się z nieba. Przyniesiono w dzbanach chłodną kawę zbożową by wspomóc pracujących. Posilili się proziakami z masłem i serem. W międzyczasie nie zabrakło śpiewów. Nie stroniono także od figli. Na szczycie mandla postawiono chochoła uźorem, czyli tą częścią uciętą, do dołu. Czas wracać. Pod izbą zaczęto młócić zboże cepami. Ciężka to była praca. Dalej pozostało skrążyć na przetaku (takim jakby sicie) to co zboże oddało by ziarna od plew oddzielić. Nie zabrakło pokazowego mielenia na żarnach i wypieku tradycyjnego, żytniego chleba na zakwasie. Wydarzenie odbyło się w ramach projektu „Ocalić od zapomnienia” 20 lipca w Siennowie. Można było także podpatrzeć jak robiło się niegdyś chleb i popróbować trochę specjałów. W rolę gospodarzy wcielili się: Wojciech Bardowski, baryton i popularyzator pieśni ludowej oraz Dorota Sosnowska, przewodnicząca koła gospodyń wiejskich w Siennowie. W Projekt było również zaangażowane Stowarzyszenie Edukacyjne Ziemi Węgrowskiej reprezentowane przez prezesa Zofię Paczóską. Organizatorzy dziękują państwu Ewie i Bogdanowi Białogłowskim za udostępnienie pola.
Gabriel Łowicki