Żarty się skończyły

Chińczyk nie dogotował nietoperza i mikroskopijny potworek wyrwał się na wolność. Walczą z nim wszyscy. Nikt nie wie jak za wyjątkiem Chińczyków. Były minister od zdrowia dostał fałszywie dodatni wynik testu i jak miał wyzdrowieć, to zachorował.

 

Przewidujący rozwój pandemii bazują na czterech modelach prognostycznych. Opracowały je mądre instytucje badawcze i pieniądze wzięły. Żaden się nie sprawdza, ale nic innego nie wymyślili. Trzeźwo myślący już dawno zauważyli, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Dziś widzi to każdy. Padają kolejne rekordy. Chorych przybywa. Tylko patrzeć a przekroczymy 10 tysięcy potwierdzonych zakażeń dziennie. Ile osób rzeczywiście choruje, tego nikt nie wie i wiedział nie będzie.

Dlaczego przespaliśmy czas, gdy można było Covida wziąć za mordę i spacyfikować? Bo były ważniejsze sprawy. Przynajmniej dla decydujących. Zagrożenie epidemią dostosowywano do kampanii prezydenckiej, a ta się przeciągała. Wprowadzone obostrzenia łamali sami je tworzący. Nie zwracano zbytniej uwagi na ich przestrzeganie wśród zwykłego ludu, bo trzeba było łatać rozłamy partyjne i tym podobne zawirowania wyższego szczebla. Kłopotów w nadmiarze, więc o walce z pandemią wystarczyło tylko dobrze mówić, licząc że wirus w końcu da sobie spokój. Niestety on nawet nie zechciał zwolnić i za nic miał zapewnienia, iż możemy być stawiani za wzór w walce z epidemią. Mocni w gębie okazali się słabi w działaniu i mamy kłopot. Piątka dla zwierząt miała przykryć nieudolność w walce z Covidem, ale wirus wylazł na czoło. Kraj robi się powoli czerwony i za chwilę nic nie będzie wolno. Mnożą się tylko absurdy, które już weszły w strefę rekordową. Są w szkołach, kościołach, urzędach, sklepach i na ulicach. Kiedyś koronawirus odpuści. Odejdzie nawet jak damy mu pełne pole do popisu, albo zostanie i ci, co przeżyją, uodpornią się. Zostaniemy z ogromnym długiem i nadzieją, że atak kolejnej choroby trafi na sprawnie działające władze, bo odstające uszy i garbate nosy pozostałe po noszeniu maseczek nie dają pełnej odporności.

Wszystko zależy od tego, jaka będzie zima. Tu prognozy są bardziej sprawdzalne. Na razie mamy jesień. Był nawet jeden dzień babiego lata, a ogólnie to jest tak, jak o tej porze być powinno. Donoszą, że zima będzie dość ciepła i deszczowa, ale może być też mróz i śnieg. Czyli nie donoszą niczego, bo nie trzeba być meteorologiem, by stwierdzić że w zimie będzie chłodniej niż w lecie. Biedronki jeszcze nie pchają się zbyt nachalnie do domów, czyli na śnieg trzeba poczekać. Brzozy tracą liście od dołu, a to jak mówią ludowe porzekadła, świadczy że na wiosnę poczekamy dłużej niż zwykle. Przewidywanie pogody na dłuższy okres bazując na ludowych przekazach, bardziej się sprawdza niż prognozy dotyczące rozwoju pandemii opracowane przez fachowców pierwszej wody. Przysłowiem, które ma stuprocentowa sprawdzalność, jest chociażby powiedzenie – na świętego Hieronima jest pogoda albo jej ni ma. Idąc tym tropem, możemy być pewni, że wiosną przyszłego roku epidemii nie będzie, chyba żeby była. Przynajmniej tak pokazują ostanie badania. Modele prognostyczne opracowane przez naszych pradziadów przewidują, że kiedy w święty Gaweł (16 października) słota, będzie w lecie dużo błota i na nich polegajmy.

Roman Kijanka