Wigilia przed wiekiem

Tak jarosławscy uczniowie opisywali tradycje świąt Bożego Narodzenia w 1935 i 1936 r., bazując na ludowych podaniach. Opisy pochodzą z czasopisma „O własnych siłach”, organu samorządu uczniów Państwowego Gimnazjum II. im. A. Witkowskiego w Jarosławiu. Zostały zamieszczone w nr 3 wydanym w lutym 1935 r. i nr 3 z marca 1936 r. Szkolne wydawnictwa znaleźliśmy w zbiorach Podkarpackiej Biblioteki Cyfrowej.

Dawne zwyczaje wigilijne. Według opowiadań starych ludzi.

Gdy dniało, wyglądano w każdym domu przybycia chłopa lub żyda, z powinszowaniem „Wesołych Świąt'”, gdyż był on zwiastunem szczęścia w przyszłym roku. Kobiety w tym dniu nie wychodziły, by nie wnieść nieszczęścia w dom sąsiada. Przez cały dzień wszyscy pościli, a niektórzy to w ogóle nic nie jedli. Gospodyni gotowała dwanaście potraw, na pamiątkę dwunastu apostołów.

Kiedy na ziemię zaczął spływać wieczorny mrok, gospodyni brała dużą, glinianą miskę, wrzucała do niej monetę i nieco siana, następnie nalewała wody, w której myli się wszyscy.

Z chwilą, gdy zabłysła pierwsza gwiazda, gospodarz ubrany w białe lniane szaty jak i wszyscy domownicy, przynosił do izby słomę i snopy zboża. Wchodząc, pukał w drzwi trzy razy, tak jak niegdyś św. Józef i N. M. P., szukając noclegu i mówił, „Niech będzie pochwalony J. Chr.” – domownicy zaś odpowiadali chórem – „Na wieki wieków Amen”.

Ustawiwszy w każdym kącie snop zboża, (żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa) rozścielał na ziemi słomę a na stół kładł nieco wonnego siana i zaścielał obrusem. Gospodyni kładła opłatki, drewniane łyżki i zapalała świecę·

Wszystko było gotowe, więc cała rodzina uklękła do pacierza, następnie zasiadano do „wieczerzy”. Gospodarz łamiąc się opłatkiem najpierw z żoną a następnie z innymi, życzył szczęścia, zdrowia i wszelkiej pomyślności. Niedługo to trwało, gdyż każdy spoglądał łakomie na stół, gdzie stał barszcz i żytni chleb. Wszystko znikało jak kamfora, a gospodyni tylko przynosiła nowe miski. Po barszczu podawała „kutię”, kwas z grzybami, kapustę, pierogi, rybę z olejem, kaszę hreczaną i jaglaną, suszone gruszki a wreszcie fasolę przeważnie ze śliwkami. Po wieczerzy gospodyni wkładała łyżki do snopa żytniego, a to w tym celu, by się bydło nie rozbiegało na pastwisku.

Tymczasem gospodarz zbierał resztki potraw do glinianej miski, które rozdzielał wraz z kolorowym opłatkiem bydłu. Dokonawszy tego, wracał do domu i usiadłszy na słomie z całą rodziną, zaczynał kolędować. Z każdej chaty wydobywały się słowa kolędy „Anioł pasterzom mówił” , które czasem potężniały, to znowu cichły, by za chwilę ze zdwojoną siłą wybuchnąć. Zaledwie przebrzmiała ta kolęda, już zaczynano „Wśród nocnej ciszy”, „Pójdźmy wszyscy” i inne. I długo brzmiały wesołe głosy aż o północy przerywał je spiżowy ton dzwonu, zwołując wszystkich na pasterkę.

Starszyzna na ten głos spieszyła do kościoła, dzieci zaś udawały się do obory, gdyż w tej chwili nawet i bydło rozmawia między sobą. I długo tam siedziały wsłuchując się z zapartym tchem w każdy pomruk zwierząt, aż rodzice wróciwszy z pasterki wypędzili je spać.

Dom powoli ucichał. wszyscy zasypiali „snem sprawiedliwych”, jedynie gospodyni nie kładła się mimo utrudzenia, bacząc, by się jej len na polu nie „wylęgł”.

Mazurkiewicz Wł. kl. I.

 

Wierzenia i zabobony ludowe związane ze świętami B. Narodzenia

Szare jest życie ludu polskiego, pozbawione uroku dla tego, który patrzy na nie z dala, lecz gdy się bliżej przyglądnie, gdy uchyli rąbek jego tajemnicy, zobaczy tam skarbiec legend, baśni i przesądów, które jak tajemnicza latarnia czarnoksiężnika nęci, pociąga, przykuwa.

Wiele uroku i romantyzmu zawierają zabobony związane ze świętami B. Nar., które chciałbym chociaż pobieżnie opisać.

W dniu wilji, chociaż jeszcze mrok gęsty zalega ziemię, we wsi panuje ożywiony ruch. Psy ujadają zawzięcie, goniąc często przesuwającą się między opłotkami czarną sylwetkę mężczyzny, która kieruje swe kroki do najbliższego domu. Istnieje bowiem wśród ludu przekonanie, że mężczyzna wnosi do domu szczęście, kobieta zaś, która pierwsza przyjdzie nieszczęście. Tymczasem mrok rozprasza się, kryje się w głębi lasów i wieś powoli cichnie, jedynie w domu krzyk i hałas.

Dzień minął jak jedna chwila i na bladem jeszcze niebie ukazała się gwiazda jedna, druga, za nią roje innych, które wkrótce wyhaftowały olbrzymi namiot niebieski.

W chatach ucicha powoli i małe izby zalewa jasne światło, które przeciska się przez okna ścieląc się najpierw jasną, później coraz to ciemniejszą smugą aż wreszcie rozpływa się w cieniach grudniowej nocy.

Cała rodzina siedzi przy wigilijnym stole, każdy poważny (by takim być cały rok) trzyma swą łyżkę, by być silnym. Gospodyni tylko nie siada, lecz donosi miski względnie talerze pełne dymiącej strawy i stawia je na opłatku. Kiedy talerz zostanie opróżniony, patrzy czy opłatek

przylepił się, czy nie. Widząc, że opłatek przylepił się do talerza wykrzykuje uradowana – „Będzie urodzaj”.

Kiedy jakiś gość przyjdzie, gdy wieczerza ma się ku końcowi, przepowiadają mu krótkie życie. Po skończonej wieczerzy dziewczyna lub chłopiec wiąże skwapliwie łyżki, by się bydło na pastwisku nie rozbiegało. Tymczasem dorosłe dziewczyny wychodzą na podwórze i dzwonią łyżkami, słuchając, w której stronie odezwie się pies, stąd bowiem ma nadejść jej przyszły mąż.

W domu rozbrzmiewa uroczyście „Anioł pasterzom mówił”’, gdy jednak ucichnie, często w niektórych wioskach jak n. p. w Rokietnicy da się słyszeć głos kwoki. To gospodyni wlazłszy pod stół, naśladuje kurę wysiadującą pisklęta, by na wiosnę mieć ich wiele. Gospodarz pragnąłby odgadnąć tajemnicę całego roku, więc kraje cebulę na dwanaście części (łupek), z których każda oznacza jakiś miesiąc i posypuje je solą. Jeżeli sól przez noc się rozpuści, to dany miesiąc będzie „deszczowny”, jeżeli zaś nie, to „suchy”.

Gospodarze chcąc odgadnąć ile kóp zboża będą mieć w przyszłym roku, rzucają po wilji garście słomy w pułap i za obrazy. Źdźbła wbijają się w szczeliny, ich ilość, ma oznaczać

ilość kóp zboża.

Tego samego dnia jest zwyczaj obwiązywania drzew powrósłami, lecz w różnych miejscowościach. przybrał różną postać. N. p. w Żołyni przychodzi gospodarz do nie rodzącego drzewa i ciągnąc za gałęzie mówi – .Bóg się rodzi, a ty durniu nie rodzisz”. W Mikulicach idzie do takiego drzewa dwóch mężczyzn, z których jeden ma siekierę. Jeden chce ściąć drzewo, lecz drugi stojąc pod drzewem i udając skruchę mówi w imieniu drzewa – „Ach daruj mi tycie, ja na wiosnę pokryję się kwieciem i już będę rodzić owoce”. Wzruszony tem mężczyzna rzuca siekierę i obwiązuje drzewo powrósłem.

I wiele jeszcze można przytoczyć podobnych czynów, które budzić mogą na obojętnych pusty śmiech, lecz dla wieśniaka są czemś wielkiem, mającem olbrzymie znaczenie.

W obecnej chwili podobne przesądy i zabobony krążą między ludem jak rój much, lecz coraz bardziej słabnie ich głos, oddalają się, bledną, aż wreszcie rozpłyną się w świetle dzisiejszej kultury.

Już zwyczaje świąteczne uległy znacznej zmianie, świat bowiem kroczy ciągle naprzód. Zwyczaje obecne są przeważnie powierzchownie znane, warto więc rzucić okiem wstecz i poznać, jak obchodzono święta B. Narodzenia przed kilkudziesięciu laty.

Opracował na podstawie kwestjonarjuszy

Floda kI. VIIIa.

Zwyczaje ludowe w okresie Świąt Bożego Narodzenia.

Wieś Pruchnik koło miasteczka Pruchnika 19 km od Jarosławia zachowała szereg zwyczajów wsi okolicznych a niektóre z nich zachowały się tutaj jako jedyne w powiecie.

Z tych zwyczajów podaję następujące:

1) W dniu św. Szczepana chodzą kolędnicy. z szopką i kobyłką. Szopka jest tutaj okrągła z dachem spiczastym, a w środku świeci się świeczka, oświetlając całą szopkę, która obraca się na drążku. Osobliwość stanowi żyd z kobyłką. Jest ubrany w czarny płaszcz, przepasany słomianym powrósłem i z pod hałata wystaje mu garb. ·

(…)

3) Na Nowy Rok o świcie chodzą dzieci „po szczodrakach”. Każda gospodyni ma napieczone małe bułki zwane „szczodraki '”, które daje kolendnikom. Śpiewają oni taką piosenkę:

(…)

Ciekawy jest też zwyczaj w czasie wieczerzy wigilijnej: po modlitwie i podzieleniu się opłatkiem, gdy wszyscy zasiądą do wilji, – dają pierwszą potrawę tj. groch. Gospodarz bierze łyżkę rzuca groch w okno mówiąc: wilku, wilku, naści grochu a nie przychodź od roku do roku. Dzieje się to na pamiątkę czasów, gdy w sąsiednich lasach było dużo wilków, które napadały na osiedla. Przed samą wilją każdy musi spożyć jeden ząbek czosnku wraz ze skórką wymawiając obrzędowe słowa: ja cię nie obłupiam do gołego, a ty mnie strzeż od wszystkiego złego!

Dopiero po wilji przynosi się słomę i rozściela w izbie. Starzy ludzie mówią, że dawniej jeśli przy willi nie było 12 osób, wilji dotąd nie spożywano, aż uzupełniono liczbę zapraszając biedniejszych do wspólnego siołu.

Świst Stanisław II kl.

 

opr. erka/Fot. izbapamieci.org.pl, wikipedia