Urodziła w domu. Szpital zawiadomił sąd

Tryńcza: – Obudziłam się nad ranem. Okazało się, że akcja porodowa już się rozpoczęła. Wiedziałam, że nie zdążę już dojechać do szpitala – wspomina pani Brygida. – Wszystko zadziało się błyskawicznie. Zdążyłam jedynie zawołać siostrę – dodaje. Teodor urodził się w domu. Za chwilę przyjechała karetka wezwana przez siostrę. Młoda mama trafiła do przeworskiego szpitala i zaczęły się problemy. Opuściła placówkę na własne żądanie. Niedługo później odwiedziła ją pracownica pomocy społecznej, po niej kurator sądowy i policja, a sprawą zajął się prokurator.

 

Teodor urodził się wczesnym rankiem 17 czerwca w domu. Zaraz potem świeżo upieczona mama i jej synek trafili do szpitala. Karetkę wezwała siostra pani Brygidy, niezwłocznie po tym, jak tylko jej siostrzeniec pojawił się na świecie. Tam zaczęła się gehenna dla kobiety, która jeszcze nie doszła do siebie po przebytym porodzie.

– Około godziny 6.30 byłam już w szpitalu, gdzie poinformowano mnie, że wymagam natychmiastowego zabiegu. Zdziwiłam się, ponieważ nikt mnie nie badał. Pani doktor nawet na mnie nie spojrzała. Kiedy odmówiłam, usłyszałam, że jestem chyba chora psychicznie i powinnam się leczyć – mówi p. Brygida.

Pani Brygida wnioskuje, że w szpitalu chcieli ją poddać zabiegowi łyżeczkowania. Łożysko nie zostało jeszcze urodzone.

– Odkąd trafiłam do szpitala, siedziałam na fotelu. Nie przydzielono mi łóżka. Wokół mnie stało chyba z dziesięć osób. Mówiłam im, że łożysko powinno urodzić się samo, co ostatecznie też się stało. Niestety pani doktor twierdziła inaczej – opowiada młoda mama.

Pani Brygida chciała też zaczekać kilka godzin z odcięciem pępowiny. Było to dla niej bardzo ważne, ponieważ przebywając za granicą, wiele razy uczestniczyła w takich porodach. W tej kwestii również spotkały ją nieprzyjemności.

– Przez piętnaście lat mieszkałam w Niemczech. Tam też studiowałam antropologię z medycyną sądową. Wielokrotnie uczestniczyłam w porodach, podczas których pępowina była odcinana kilka godzin po porodzie. W Polsce się tego nie praktykuje. Jednak nie rozumiem, dlaczego nie można tego umożliwić kobietom, które wyraźnie o to proszą – zastanawia się kobieta.

 

Opuściła szpital

Ostatecznie pani Brygida opuściła szpital na własne żądanie. Wcześniej jednak musiała podpisać stosowne dokumenty. Do domu przywiózł ją mąż. Po dniu pełnym wrażeń położyła się, by odpocząć. Niestety po chwili do jej drzwi zapukała pracownica GOPS-u, a po niej kurator. Następnego dnia wyjaśnienia na policji składał jej mąż, a kolejnego dnia ona sama. Teraz ma na głowie prokuraturę.

– Powołują się na art. 160 kk. dotyczący narażenia życia osoby, nad którą sprawowałam opiekę. Nie zamierzam tej sprawy odpuścić. Złożyłam już skargę do Rzecznika Praw Pacjenta. Po latach studiów i uczestniczenia w takich porodach wiem, co trzeba zrobić, aby urodzić bez problemów. Te wszystkie pęknięcia i nacięcia krocza są wynikiem przyśpieszania tych spraw. Natura wie co ma robić. Trzeba jej to tylko umożliwić. Uważam, że gdyby nie moja stanowcza postawa, to wróciłabym stamtąd mocno okaleczona. Chwała Bogu, że urodziłam w domu – mówi pani Brygida.

 

Szpital sprawy nie komentuje

Brak zgody pani Brygidy na wykonanie niezbędnych w opinii lekarzy zabiegów uruchomiło całą lawinę różnych instytucji. O to, czy potrzebne były aż tak drastyczne kroki zapytaliśmy w przeworskim szpitalu.

– Szpital działał w granicach obowiązującego prawa. Jeśli dane instytucje wymagały od nas udostępnienia tych informacji, musieliśmy te informacje udostępnić – wyjaśnia lek. Janusz Szynal, zastępca dyrektora ds. lecznictwa. Zaznacza, że sprawa objęta jest tajemnicą lekarską, której komentować nie może.

Na szczęście cała ta historia ma szczęśliwy finał. Zarówno mama, jak i dziecko czują się dobrze.

Pani Brygida przygotowywała się do porodu w szpitalu. Los jednak chciał inaczej. Pomimo problemów, które ją spotkały, uważa, że podjęła słuszną decyzję. Ma jednak trochę żal do szpitala, że nikt nie wziął pod uwagę jej zdania. Ma pretensje, że stosowano się ściśle do określonych procedur, zamiast potraktować tę sprawę bardziej indywidualnie.

Poród w domu

Wiadomość o tym, że ktoś urodził w miejscu innym niż szpital, niesie za sobą posmak sensacji. Najczęściej dzieje się tak w przypadku, gdy rodząca nie zdąży do szpitala. Pomysł, by rodzić w domu większości kobiet w ogóle nie przechodzi nawet przez myśl. Wiele osób jest przekonanych, że prawo nakazuje kobiecie rodzić w szpitalu, więc w ich opinii ciężarna decydująca się na poród w domu postępuje nie tylko lekkomyślnie, ale również niezgodnie z prawem. Obowiązujące od 7 kwietnia 2011 r. rozporządzenie Ministra Zdrowia o tzw. standardzie okołoporodowym stwierdza jednak, że kobieta ma prawo wyboru miejsca do porodu i może on się odbywać się w jej domu. Osoby decydujące się na takie rozwiązanie, muszą się jednak liczyć ze spełnieniem określonych warunków, jak chociażby zapewnieniem sobie opieki położnej oraz poniesieniem dodatkowych kosztów.

Podstawową kwestią powstrzymującą kobiety przed myślą o urodzeniu w domu jest przekonanie, że w czasie porodu nigdzie nie będą bardziej bezpieczne niż w szpitalu. Zapewne coś w tym jest, ponieważ nawet lekarze przekonują, że poród to proces tak dynamiczny, że w żadnym momencie nie można zagwarantować, że przebiegająca prawidłowo fizjologicznie akcja, nie przerodzi się w poważną, zagrażającą życiu bądź zdrowiu matki lub dziecka, patologię.

EK