Zakażonych osób przybywa coraz więcej z każdym dniem. W naszym regionie, jednak, sytuacja się trochę uspokoiła. Równocześnie, można zauważyć rosnącą grupę ludzi sprzeciwiających się restrykcjom i nie traktujących koronawirusa poważnie. Kto ma rację? Ci co straszą, czy ci co się śmieją?
To już każdy musi rozstrzygnąć we własnym sumieniu. Bez względu na to, jaki będzie wniosek, nie da się ukryć, że temat koronawirusa tak zdominował życie codzienne, że ciężko po prostu żyć.
Jeszcze przed pandemią wydawało mi się, że widzę wszechobecny „tumiwisizm” – postawę wyrażającą ignorancję i olewactwo na wszelkie możliwe sposoby: w pracy, w szkole, polityce, a nawet we własnych przyjemnościach. Zabawne mi się wydawało, że kiedy pytałem młodzież o zainteresowania, to często słyszałem „nie wiem”. Po zapytaniu o ulubioną muzykę, odpowiedź była taka sama. Ulubionym hobby okazywało się w końcu spotykanie się ze znajomymi.
W polityce też można zauważyć raczej średnią troskę o naród, już prędzej o swoje stanowiska, a w pracy? Tumiwisizm w pracy działa w dwie strony; pracodawcy nie doceniają swoich pracowników, a pracownicy mają gdzieś solidne wykonywanie swoich obowiązków.
Epidemia nadała jednak całemu temu zjawisku zupełnie nowy wymiar. Do wielkiego chaosu politycznego i społecznego doszedł jeszcze chaos informacyjny i dezinformacyjny na temat koronawirusa. Z jednej strony statystyki przerażają ogromem zarażeń, z drugiej strony pokazują, że to choroby współistniejące są główną przyczyną zgonów przy zakażeniu COVID-19, a zdrowe i odporne osoby raczej nie mają czym się przejmować (może oprócz zarażenia innych).
Do tej pory w Polsce z powodów epidemii zmarło ponad 2 tysiące osób, a rząd przeznaczył na walkę z wirusem i jego skutkami kilkaset miliardów złotych. Pomimo tego, że corocznie umiera na nowotwór ok. 100 tysięcy osób, roczne wydatki na onkologię osiągnęły dotąd poziom tylko ponad 11 miliardów złotych.
W co więc wierzyć i jak żyć? Na co dzień spotykam ludzi, którzy się obawiają wirusa i tych, którzy w ogóle się nim nie przejmują. Co ciekawe, tylko ci, którzy nie wierzą w jego szkodliwość pracują normalnie i posuwają swoje życie do przodu. Reszta jest ograniczona restrykcjami, nowymi wiadomościami i statystykami – strachem o dziś i jutro. Może więc pozorny tumiwisizm jest realnie rozsądny?
Sebastian Niemkiewicz