Teatr jednego aktora

W obecnej sytuacji wszystkie inne tematy zeszły na bok. Świat patrzy w stronę Ukrainy, gdzie dzieją się obecnie rzeczy, jeszcze niedawno nie do pomyślenia w sercu Europy. Wojny, owszem, były – ale gdzieś daleko. Większości z nas nie zabierały więcej uwagi, niż czas trwania serwisu informacyjnego. Brzmi to może okropnie i nieludzko, ale tak było, choć nie każdy się do tego przyznaje. Ludzie ginęli, cierpieli, trafiali do niewoli, ale teraz dzieje się to tuż obok, niemal za miedzą.

Padł strach, że i nas może to dosięgnąć, zwłaszcza gdy na każdym kroku napotykamy skutki tej sytuacji.   Sytuacji wywołanej przez wizję jednego człowieka. Wizję dla zdecydowanej większości ludzi odklejoną od rzeczywistości. Wielu pyta, jak to możliwe, że jedna osoba ma tak duży wpływ na tak wiele? Że mimo zapewnień o jednym, robi drugie, stawiając na nogi cały świat i burząc w jednym momencie ten świat dla wielu obywateli Ukrainy. Jak na razie zaatakowany kraj stawia opór broniąc się dzielnie, choć sytuacja jest dynamiczna. Wysokie morale wśród żołnierzy i mieszkańców utrzymuje prezydent – wcześniej lekceważony i nie traktowany poważnie komik, wybrany na najwyższy urząd w państwie – teraz jak się okazuje, zdający najlepszy egzamin z przywództwa.

Polacy ruszyli na pomoc uciekającym przed wojną. Media społecznościowe zalała wręcz fala ogłoszeń o tym, że ktoś odda rzeczy po swoim dziecku, ktoś podwiezie, inny zapewni nocleg i ciepły posiłek. Wśród wielu pomagających o ogromnym sercu szybko znalazło się jednak kilka osób próbujących na krzywdzie innych ugrać coś dla siebie. Bo przecież też potrzebują. W takim przypadku bezczelność tzw. „dejów” nie zna granic.

Nie sposób nie myśleć o tym co się dzieje, nawet nie jeżdżąc na przejście graniczne, czy nie oglądając telewizji. Tu, gdzie mieszkamy, temat wojny zagląda z każdej strony. Więcej policji w mieście. Zwiększony ruch na ulicach i sklepach. Odgłosy przelatujących w dzień i noc samolotów, niewidocznych na radarach, niemal bez przerwy. Ciągłe nasłuchiwanie i obawa, co zmieni się na świecie, gdy obudzimy się rano? Oczywiście nasze lęki to nic z porównaniu z historiami, jakie mają w głowach uchodźcy stojący w kolejkach na granicy, czy szczęśliwie będący już po naszej stronie. W nich zostanie to na zawsze. Niektórzy nie mają do czego wracać. Zostali wyrwani z codziennego, uporządkowanego życia jakie wiedli. Jeszcze inni nie martwią się już o nic, bo zostali już na zawsze na swojej ziemi, walcząc o nią bądź będąc przypadkową ofiarą.

Oby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Oby historia się nie powtórzyła, choć niektórzy pewne analogie do 1939 r. niestety dostrzegają i trudno się z nimi nie zgodzić.

 

Dominika Prokuska