O problemie hodowcy z Woli Buchowskiej ze sprzedażą kilku sztuk trzody chlewnej, pisaliśmy w Gazecie Jarosławskiej pod koniec listopada ub. r. Zapewniano, że problem zostanie rozwiązany i tuczniki znajdą odbiorcę. Do dziś nikt się tym nie zajął, a świnie chociaż badania potwierdzają, że są zdrowe nie mogą zostać sprzedane, ponieważ gospodarstwo leży w strefie zagrożenia ASF. Rolnik nie dostanie też pozwolenia na ich zabicie.
Podobny problem mają hodowcy trzody mieszkający w niebieskiej strefie zagrożenia afrykańskim pomorem świń. W naszym regionie strefa obejmuje połowę powiatu przeworskiego i jarosławskiego. Ostatnie stwierdzone przypadki zachorowań były w październiku. Wirusa wykryto u świń w Wólce Pełkińskiej i Charytanach. Przepisy dopuszczają wprawdzie sprzedaż trzody z tych terenów, ale masarnia musi mieć na zakup pozwolenie. Małe firmy nie są tym zainteresowane, a większe zakłady mają swoich stałych dostawców. Rolnicy, którzy traktowali hodowlę jako dodatkowe zajęcie zostali na lodzie.
– Zbyt na świnie był, bo lukę zapełniały mniejsze lokalne masarnie. Teraz nie mogą kupić. Wzięłyby chętnie. Tym bardziej, że hodujemy w sposób tradycyjny, więc mięso jest lepsze. Przepisów jednak nie złamią – tłumaczy pan Zbigniew z Woli Buchowskiej. W listopadzie miał 12 świń przeznaczonych do sprzedaży. Do teraz uchodził pozwolenie na zabicie trzech. Reszta czeka. – Na wolność nie mogę ich wypuścić. Oddać komuś też nie wolno. Hodowałem je, by podreperować budżet. Wyszło, że dokładam. Świnie już poprzerastały i spadły z ceny. Jeść im dać muszę – tłumaczy rolnik.
O problemie ze zbytem rozmawialiśmy ze starostą jarosławskim oraz ze służbami wojewody. Dopytywaliśmy w inspekcji weterynaryjnej. Rozmawialiśmy z przedstawicielami Zakładów Mięsnych Sokołów S.A. Jeszcze w listopadzie otrzymaliśmy zapewnienie, że postarają się pomóc.
– W jarosławskich Zakładach Mięsnych powiedzieli, że wezmą i dali mi numer do pośrednika. Pośrednik stwierdził, że nie przyjedzie bo mu się nie opłaca i koło się zamknęło – mówił w ubiegłym tygodniu pan Zbigniew. Zapewniał, że był już wszędzie. Od inspekcji weterynaryjnej poczynając, na samorządowcach kończąc. – Wszędzie słyszę zrozumienie i na tym koniec – mówi.
W ostatni czwartek poinformował o świńskim problemie dyrektora biura senatorskiego Mieczysława Golby. Dostał zapewnienie, że parlamentarzysta zajmie się sprawą. Pozostaje czekać na efekt.
– Jeśli nigdzie nie sprzedam świń, to załaduję na przyczepkę i zawiozę do starostwa. Niech coś z zrobią, albo zamkną mnie razem z nimi – zapowiada.
Pan Zbigniew nie rozumie sytuacji, jaka go spotkała i uważa, że takiego bałaganu jeszcze nie było. – Nikt nic nie może zrobić, albo mu się nie chce. Zostawili nas samych i tylko zapewniają, że dbają o nas – podsumowuje.
erka