Świnie dostały dożywocie

– Nikt nie chce kupić moich świń, bo mieszkam w niebieskiej strefie zagrożenia ASF. Prosiaki były badane. Są zdrowe, ale przepisy nie pozwalają. Jarosławskie Zakłady Mięsne kupują tylko w ramach umów kontraktacyjnych. Mniejsze masarnie, które zawsze od nas brały, nie mają pozwoleń. Po sąsiedzku sprzedać nie wolno – żali się pan Zdzisław z Woli Buchowskiej. – Mam ich dwanaście. Przecież tylu nie przejemy. Trzeba będzie dożywotnio je trzymać – dodaje.

 

Podobny problem ma spora grupa hodowców. To wszyscy, których swoim zasięgiem objęła niebieska strefa zagrożenia afrykańskim pomorem świń. To obszar najwyższego zagrożenia, gdzie stwierdza się chorobę u świń i dzików. W naszym regionie jest w niej pięć gmin z powiatu jarosławskiego i sześć z powiatu przeworskiego. W powiecie jarosławskim obejmuje gminy Chłopice, Jarosław z miastem Jarosław, Laszki, Wiązownica, Pawłosiów i Radymno z miastem Radymno. W przeworskim gminy Adamówka, Sieniawa, Tryńcza, miasto Przeworsk, część gminy wiejskiej Przeworsk i Zarzecze.

Drobny hodowca niech sam sobie radzi

Podział na strefy narobił bałaganu. Drobni hodowcy mieszkający w niebiesko oznaczonym obszarze znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Nie mają oni umów kontraktacyjnych z dużymi zakładami mięsnymi, bo trudno się wiązać, gdy hoduje się kilka prosiaków od czasu do czasu. Zbyt na świnie był, bo lukę zapełniały mniejsze lokalne masarnie. Wprowadzenie obostrzeń związanych z ASF zobligowało je do uzyskanie pozwoleń na skup z niebieskiej strefy, ale te firmy nie są zainteresowane by je mieć. Potwierdza to inspekcja weterynaryjna w Przeworsku. Zapytaliśmy w Powiatowym Inspektoracie Weterynaryjnym w Jarosławiu o zasady obwiązujące przy skupie trzody chlewnej ze strefy zagrożenia pomorem. Pytania przesłaliśmy 19 listopada. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Problem dotknął także rolników z lubelskiego. Tam sobie poradzili. – Hodowcy zebrali się i ruszyli z protestem. Ostra reakcja przyniosła skutek. Inspektoraty weterynaryjne przestały utrudniać. Masarnie postarały się o odpowiednie pozwolenia. Skup ruszył. – wyjaśnia Grzegorz Waszczuk, przedstawiciel Agrounii z Lubelszczyzny. U nas problem pozostał. Rozmawialiśmy o nim ze Stanisławem Kłopotem, starostą jarosławskim oraz ze służbami Wojewody Podkarpackiego. Obiecali się nim zająć.

 

Pozostaje hodować do śmierci

– Wszystkie świnie są zarejestrowane w agencji. By je „wymeldować” muszę pokazać dowód sprzedaży. Inspekcja pozwoliła bym dwie zabił na własne potrzeby. Dziesięć zostaje. Na wolność nie mogę ich wypuścić. Oddać komuś też nie wolno. Masarnie chętnie by kupiły, bo prosiaki żywione są tradycyjnie, ale im nie wolno. Hodowałem je, by podreperować budżet. Wyszło, że dokładam. Świnie już dochodzą do maksymalnej wagi. Jak przerosną, będą tańsze. Jeść im dać muszę – tłumaczy rolnik.

 

Ciężarówki pełne świń

Mieszkam przy drodze. Widzę, jak załadowane świniami ciężarówki jadą do Jarosławia. To trzoda od producentów oddających tysiące sztuk rocznie. To nie hodowla tylko fabryka. Jakość mięsa sama za siebie mówi. Nie spotkałem się z tym, że świnia po trzech miesiącach wyrośnie na tucznika do sprzedaży, a u wielkiego producenta tak jest. Sprowadzają z daleka. Byle taniej. Miejscowy hodowca jest za mały – podsumowuje pan Zbigniew licząc, że zmienią się granice stref i świnie, które nie mogły być kupione, dostaną szansę na sprzedaż.

Ostatni raport o zagrożeniu afrykańskim pomorem świń stwierdza, że na Podkarpaciu jest 17 ognisk ASF. Na początku października zanotowano zachorowanie jednej sztuki w Woli Buchowskiej. W ostatnim tygodniu miesiąca było 19 zakażonych w Wólce Pełkińskiej i 11 w Charytanach. W tym 11 padło. Trudno więc spodziewać się zmian a strefach zagrożenia pomorem.

 

erka