Pozytywne uzależnienie

W ubiegłym tygodniu poruszyliśmy popularny ostatnio temat morsowania. Swoimi doświadczeniami podzielił się wtedy Jacek Hołub z jarosławskiej grupy „Gorących Morsów”. Teraz dzięki relacji Łukasza Mroza dowiemy się jak morsują w Przeworsku.

 

„Przeworskie Morsy” to nieformalna, ale równie prężnie działająca grupa osób, która zawiązała się w grudniu 2019 r. Liczy ponad 40 osób. Należą do niej osoby w różnym wieku, także dzieci. Nie mają stałego terminu, kiedy się spotykają. Po prostu każdy wybiera dzień i godzinę powiadamiając o tym innych za pomocą mediów społecznościowych.

– Morsowanie w pojedynkę nie jest wskazane. Zwłaszcza początkujące osoby mogą nie przewidzieć swojej reakcji na ekspozycję na zimno. Dlatego najlepiej wejść do zimnej wody w grupie morsowej – mówi Łukasz Mróz, na co dzień dyrektor przeworskiego muzeum, morsujący drugi sezon.

Same plusy

Do pozytywnych aspektów, oprócz nabrania odporności, nasz rozmówca zalicza też działanie antystresowe poprzez uwalnianie się endorfin, czyli hormonów szczęścia. Zauważa też, że w sezonie morsowym można łatwiej zrzucić kilka kilogramów. Z kolei kobiety, które w grupie morsów nazywa się „foczkami” zwracają uwagę, że morsowanie pozytywnie wpływa na jędrność skóry.

Aby skorzystać jak najwięcej z dobroczynnego działania zimna należy morsować regularnie. To tak jak z bieganiem, czy innymi sportami. Ja sam zauważyłem, że odkąd morsuję nie mam problemów z bólami migrenowymi, nie choruję, w ostatnim roku praktycznie nie miałem nawet kataru – mówi Ł. Mróz.

 

Dwie szkoły

Są dwie szkoły morsowania: jedni wykonują porządną rozgrzewkę, drudzy uważają, że nie ma takiej potrzeby. Jednak osoby początkujące powinny koniecznie się rozgrzać. Trzeba też pamiętać, że przy wejściu do zimnej wody w pierwszym momencie dochodzi do hiperwentylacji. Należy wtedy opanować organizm i uspokoić oddech.

Ludzie często pytają, dlaczego morsy trzymają ręce uniesione do góry lub splecione za głową. W rękach, stopach i głowie jest najwięcej receptorów i ich zanurzenie powoduje dyskomfort lub nawet ból. Ja preferuję morsowanie z zanurzonymi dłońmi i z wykonaniem „resetu” czyli zanurzeniem się włącznie z głową. Oczywiście trzeba się do tego przygotować i robić wszystko stopniowo – opowiada Ł. Mróz i dodaje, że bardzo nie lubi pojawiających się określeń, że morsowanie z neoprenami i w rękawiczkach, to nie morsowane. Według niego ważne jest samo podjęcie aktywności i robienie czegoś więcej niż leżenie w ciepełku na kanapie.

Zimno jest dobrym nauczycielem: pozwala na świadome zagłębienie się we wnętrze własnego ciała. Już teraz wiem, że to przygoda na całe życie i można się od tego pozytywnie uzależnić – dodaje na zakończenie.

DP