Pomoc przyszła za późno

O dramatycznej sytuacji mieszkańca Pruchnika informowaliśmy w międzyświątecznym wydaniu Gazety Jarosławskiej. Pan Grzegorz, jak informowali nas Czytelnicy, został pozostawiony sam na sam z chorobą i zimą. We wtorek, 21 grudnia wezwano pogotowie ratunkowe. Mężczyzna odmówił wyjazdu do szpitala. Dzień później znów wezwano karetkę. Nieprzytomny 60-latek trafił do szpitala. Niestety zmarł po tygodniu.

 

Pan Grzegorz mieszkał w centrum Pruchnika. Miał zapewnioną pomoc społeczną w formie wyżywienia i pobytu w Środowiskowym Domu Pomocy. Ostatnio mężczyzna zrezygnował z tego wsparcia. Korzystał tylko z wizyt opiekunki z ośrodka pomocy społecznej, która odwiedzała go raz w tygodniu. Kupiono mu też opał, chociaż miał stałe dochody w postaci renty.

Przed świętami sąsiedzi zwrócili uwagę, że mężczyzny od kilku dni nie widać. Przyznawali, że jest dość nieporadnym życiowo i tym bardziej wymaga opieki. W przedświąteczny wtorek pan Grzegorz poczuł się na tyle źle, że zaniepokojone jego stanem pracownice z Ośrodka Pomocy Społecznej w Pruchniku wezwały karetkę. Ratownicy stwierdzili, że hospitalizacja nie jest konieczna. On sam też nie zgadzał się na wyjazd do szpitala. Załoga pogotowia zaznaczyła, że w mieszkaniu jest zimno i o sytuacji samotnie mieszkającego mężczyzny poinformowała służby. W środę rano sytuacja znacznie się pogorszyła. Mężczyzna wymagał natychmiastowej pomocy lekarskiej. Trafił do szpitala. Nie udało się go jednak uratować. Zmarł tydzień po pierwszej wizycie pogotowia.

Formalnie wszyscy zrobili, co tylko było można. Działano zgodnie z przepisami. Dopełniono wszystkich zaleceń związanych z opieką nad osobami potrzebującymi pomocy. Czy zrobiono wszystko patrząc z ludzkiego punktu widzenia, a nie tylko przez pryzmat paragrafów?

erka