Okres Wielkiego Postu to okres często naznaczony postanowieniami i wyrzeczeniami. Niektórzy z nas wychodzą nieco dalej niż rezygnacja ze słodyczy lub oglądania telewizji. Podejmują wyzwanie i biorą udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Drodze, gdzie trzeba być przygotowanym na utrudnienia i przeciwności pozwalające lepiej poznać nam siebie.
Róża z Radymna 19 marca po raz czwarty wzięła udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej do Kalwarii Pacławskiej. Trasa wynosiła około 50 km.
– Aby poczuć magię tej wędrówki, trzeba chociaż raz samemu tego doświadczyć. Pielgrzymowanie nocą, często przy minusowej temperaturze, w śniegu, czy też w deszczu, niesie ze sobą dodatkowe utrudnienia i ograniczenia – opowiada nasza rozmówczyni.
Ciężko jest porzucić swoją codzienną strefę komfortu i zdobyć się na takie wyzwanie. Ci, którzy wyszli na trasę często w pewnym momencie zaczynają odczuwać pewnego rodzaju bunt, kryzys. Zadają sobie pytanie: „Po co mi to? Przecież inni siedzą teraz w ciepłych domach, przed telewizorami, czy komputerami i cieszą się wolnym weekendem.”
– Mniej więcej około dziesiątego kilometra trasy zaczął mi dokuczać ból prawej stopy. Myśl, że do końca podróży pozostało mi jeszcze czterdzieści kilometrów, nie była budująca. Czułam niepokój i lęk, czy aby tym razem dam radę dotrzeć do upragnionego celu… Po raz kolejny się udało. Zaniosłam przed oblicze Matki Bożej Kalwaryjskiej wszystkie swoje prośby i smutki życia codziennego. Podczas rozważania czternastu stacji Drogi Krzyżowej, ofiarowałam Bogu liczne intencje, które zabrałam od moich najbliższych z rodziny oraz od znajomych – mówi Róża dodając, że dwanaście godzin wędrówki to mnóstwo czasu na różnego rodzaju refleksje i przemyślenia. Można przeprosić Boga za nasze liczne życiowe potknięcia, podziękować za wszystko, czym On nas obdarza każdego dnia, a także prosić o dalszą pomoc i opiekę na przyszłość.
– Szczerze polecam udział w tym niezwykłym wydarzeniu. Człowiek pomimo bólu, czy zdrowotnych ograniczeń wraca z takiej wędrówki oczyszczony, silniejszy i zbudowany na nowo – podsumowuje uczestniczka EDK.
„Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie…”
Zgodnie z tą myślą stara się żyć również Michał z Nowosielec, który 12 marca wziął udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej z Przeworska do Sanktuarium Matki Boskiej Rzeszowskiej. Do celu dotarło ok. 20 osób – połowa z tych, którzy wyruszyli na liczącą 49 kilometrów trasę. Wędrówkę poprzedziła wieczorna msza święta w przeworskiej Bazylice.
– Później każdy wyruszył we własnym tempie, samotnie lub w małych grupach. Idzie się nocą, w ciszy. Chodzi o to, by dotrzeć do granicy wytrzymałości. Poczuć ból, zmęczenie, mierzyć się ze zmiennymi warunkami atmosferycznymi. Doświadczając tych wszystkich niedogodności jesteśmy w stanie odczuć, że to wiara jest tym, co pozwala nam iść dalej. Podobnie jak w codziennym życiu – dzieli się swoimi przemyśleniami Michał, dla którego było to już kolejne tego typu doświadczenie. Na poszczególnych stacjach odczytywane są rozważania, które jak twierdzi, zawsze mocno do niego trafiają.
– W tym roku rozważania prowadzone były przez Bractwo Św. Jakuba, również sama trasa EDK biegła szlakiem Św. Jakuba. W czasie marszu była też możliwość wyspowiadania się – relacjonuje Michał. Według niego wędrówka nocą jest bardziej wymagająca, ale człowiek ma okazję wiele rzeczy przemyśleć, przewartościować swoje priorytety.
– To tylko jeden wieczór, a może wiele zmienić w naszym życiu – dodaje na zakończenie mężczyzna, zachęcając do udziału w kolejnych edycjach Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
DP