Podliczanie suszy

Parlamentarzyści odczuli suszę i szybko uchwalili sobie podwyżkę. Potem zreflektowali się, a marszałek Terlecki zabłysnął szczerością mówiąc, że czas na podwyżki był dobry, bo na wakacjach ludzie mniej śledzą co w polityce się kręci, więc mogli nie zauważyć. Spostrzegawczy naród dał do zrozumienia, że to on płaci posłom, a z wypowiedzi Terleckiego wyszedł sposób myślenia polityków.

 

Sucho jest także w państwowej kasie. Ten rok zaczynaliśmy hucznie od wyliczenia, że na wszystko starczy. Potem przyszedł COVID. Wsparła go rozrzutność i dzisiaj brakuje nam prawie 110 miliardów złotych. To dużo. Wszystkie podatki i należności wpływające do państwa zamkną się w 2020 r. na poziome około 400 miliardów zł. Czyli braknie jedna czwarta.

Ogromne sumy są tak samo nierzeczywiste, jak rzetelność i odpowiedzialność rządzących. Jednak przyglądając im się bliżej i porównując możemy mieć jakieś pojęcie o tych miliardach. Gdyby za tą brakująca kwotę kupić droższe samochody warte 110 tys. zł każdy, byłoby ich milion. Licząc, że każdy mierzy około 4,5 metra długości, to ustawione jeden za drugim zajęłyby 4 500 000 metrów, czyli 4,5 tysiąca kilometrów. Internet podaje, że z Jarosławia do Szczecina jest w przybliżeniu 860 kilometrów, więc te wozy zajęłyby całą jezdnię pod warunkiem, że jest pięciopasmowa. Za ten miliardowy dług, jaki kiedyś będziemy musieli zapłacić można kupić 22 mln metrów sześciennych piwa, licząc że litr kosztuje 5 zł. To prawie pięciokrotna objętość zbiornika wodnego Kańczuga w Łopuszce Wielkiej.

Można się rozmarzyć, ale nie tędy droga. Rząd zapowiada, że duża część tej kwoty pójdzie na programy socjalne, w sumie na jedno z piwem wychodzi, bo pożyczkę przejemy. Raty zapłacą nasze dzieci. By było sprawiedliwie z naszych emerytur też potrącą.

Decydujący wiedzą co robić. Sterujący zdrowiem i walką z koronawirusem rezygnuje razem z pierwszym oficerem w momencie gdy zbliża się sztorm. Odpływają na spokojne wody podobnie jak dowodzący sprawami zagranicznymi. On odpuszcza, gdy Łukaszenka krzyczy, że Polacy chcą przejąć Białoruś.

Gdzie nie popatrzeć susza, a winnych nie ma. Z pogodą nie wygrasz. Jak nie pada wszystko schnie. Jak leje jest powódź. Mieszkańcy gm. Jawornik Polski i Kańczuga przeżyli powódź błyskawiczną. To nowe zagrożenie, ale przynoszące tragiczne skutki. Przyszło razem z ekonomicznym podejściem do rolnictwa i lasów, których funkcje wodochronne nijak się miały do wyrębu. Uregulowano, potworzono rynny w postaci dróg zrywkowych i każda kropla deszczu szybciutko spływa. Wcześniej potrzebowała tygodni. Dzisiaj wystarczą jej godziny.

Idzie jesień. Coraz więcej żółci i czerwieni na mapie Polski obrazującej zagrożenie wirusem. Pandemia się zużywa. Widać to na ulicach. Gdy ją ogłoszono miasta wymarły. Przemykali tylko nieliczni. Dzisiaj , gdy liczba zachorowań jest czterokrotnie wyższa, a w Jarosławiu i Przeworsku powstają kolejne ogniska zakażeń ludzi pełno. Większość ma maseczki, bo dokucza Sanepid i policja. Noszą je na brodzie. Nosa nie zakrywają, bo trzeba być na bieżąco i wyczuwać co się dookoła dzieje.

Roman Kijanka