Po ciemku

Takie mamy czasy, iż w dobie kanikuły żadnego potwora nie znaleziono, a przecież sezon ogórkowy miał to do siebie, że paskudy się pojawiały. Teraz ich rolę przejął koronawirus. Obracany na wszystkie strony i coraz bardziej zarażający. Warto zauważyć, że nikt go nie widział, więc walczymy z nim na ślepo.

 

Często słychać zdanie, że tego kowida nie ma. Wymyślili go na górze, by nas lepiej kontrolować. Inni mówią, że wypuścili go w Chinach i na tym teraz kasę trzepią. Informacji o koronawirusie jest ogrom i są tak różne, że każdy znajdzie swoją. Podchodźmy do nich rozważnie. Inaczej możemy znaleźć się w tym samym położeniu co św. Tomasz, który uwierzył gdy dotknął. Takie bezpośrednie spotkanie z SARS-CoV- 2 może być nieciekawe. Tym bardziej, że dla niektórych okazało się zapowiedzią śmierci.

Wprowadzają zakazy i obostrzenia. Potem je luzują i znowu zakazują. Nikt nie ma pojęcia co będzie wolno jutro, a co nie. Przy okazji ministrowie i ich otoczenie dają nam do zrozumienia, że zakazy są po to by były, a przestrzeganie koniecznością nie jest. Potwierdzają to politycy, a nawet policja. Funkcjonariusze patrolują, ale znaleźć kogoś, kto został upomniany za brak maseczki graniczy z cudem, a cudem prawdziwym jest natrafienie na ukaranego za niestosowanie obostrzeń, chociaż mało kto je przestrzega. Wychodzimy więc z założenia, że wirus wirusem, życie życiem, a władza kłamie. W ubiegły czwartek mieszkańcy powiatu jarosławskiego dowiedzieli się, że są w żółtej strefie, czyli koronawirus bardziej tam zagraża i maseczka musi być non stop, a wesela mniejsze. Powiat przeworski jest zielony, czyli można luźniej. Jak jarosławski okazał się żółty, to służby zaczęły czesać bezmaseczkowców. O wiele za późno, choć mówi się, że lepiej późno niż wcale.

Wakacje powoli się kończą. Minister od szkoły orzekł, że uczniowie raczej wrócą do normalnych lekcji. Założył jednak, że mogą dalej uczyć się online, czyli z domu albo pobierać wiedzę trochę w szkole, a resztę z Internetu. Zaapelował też by ręce myć. Sam umył, a decyzję czy szkołę otworzyć zostawił dyrektorom. Jeśli wyjdzie coś nie tak, to rodzice na szefach placówek będą wieszać psy, a nie na ministrze.

Ostatnie dni wolnego można wykorzystać na zrealizowanie bonu turystycznego. 500 zł na dziecko to spora kwota. Trzeba tylko wyjechać i na rekreację tę kwotę przeznaczyć. Kto nie chce bądź nie może wyjeżdżać, a tych niezbyt mogących jest dość dużo, może bon upchnąć. Handel kwitnie, więc kłopotu nie będzie. Z weselem lepiej poczekać, chyba że ktoś już nie może. Ilość gości mogących się wspólnie bawić zmienia się znacznie częściej niż szybkość doręczenia zaproszenia przez pocztę. Jak młodzi nie zrobią zawsze wyjdzie źle. Zaproszą za dużo. Trzeba będzie kogoś nie wpuścić. Zaproszą za mało, to wujek który się wśród wybranych nie znalazł obrazi się na amen. Najlepiej zrobić zdalne przyjęcie. Sesje w gminach tak robią i się udają, to i wesele wyjdzie. Młodzi zaoszczędzą, bo muzykę każdy gość puści sobie według życzenia. Nikt po pijaku wracał nie będzie, bo zaprawi się u siebie, a sprawny grafik poskłada rodzinną fotkę z podesłanych portrecików.

Podsumowując. Powstał taki galimatias, że tylko wirusy rozumieją o co chodzi. Życzmy więc sobie odporności i rozumu. Wtedy przetrwamy.

Roman Kijanka

 

Czytaj w papierowym wydaniu