Pani Stasia za kierownicą, czyli prawo jazdy po sześćdziesiątce

– Teraz już wiem, że egzamin na prawo jazdy może zdać nawet ten, który przychodząc na kurs nie ma zielonego pojęcia o samochodach i ruchu drogowym. Mnie wyuczyli od zera. Nie wiedziałam nic. Prowadzenie auta było umiejętnością z innego świata. Dziś mam uprawnienia kierowcy. Bez obaw siadam za kółkiem – mówi pani Stanisława z Węgierki.

 

Zdobycie uprawnień do kierowania samochodem przez lata było dla pani Stanisławy marzeniem, które nigdy się nie spełni. Uważała, że panowanie nad samochodem przerasta jej siły, a tu jeszcze od groma przepisów, których trzeba przestrzegać. – Chciałam być kierowcą i wiedziałam, że nigdy nie będę. Pocieszeniem było to, że wielu żyje z dylematem niezrealizowanych celów. Tak wtedy myślałam – wspomina.

Przyszedł jednak czas, że coś się przełamało. – Zapisałam się na kurs prawa jazdy – stwierdza. Miała wtedy prawie 64 lata. Wiek o niczym nie świadczy, bo jak mówi szef Ośrodka Szkolenia Kierowców Wiraż Wacław Ochota, znacznie starsi przystępują do egzaminów. – Szkoliliśmy dwie osoby po osiemdziesiątce, a jedna z nich jeszcze przez dziewięć lat była aktywnym kierowcą – podkreśla. Wyjątkowe było to, że jak podkreśla sama pani Stanisława, była kompletnym zerem. Zarówno motoryzacyjnym jak i w zawiłościach ruchu na drogach. – Nic nie wiedziałam. Wyuczyli mnie od zera. Najpierw była teoria. Instruktor tłumaczył. Zaczęłam rozumieć różnicę między zatrzymaniem a postojem i tak po kawałku poznawałam świat kierowców – wspomina pani Stanisława.

 

Laska za kierownicą

 – Naukę jazdy zaczynałam na manualu. Kończyłam na automacie – wspomina młoda kierująca. – Instruktorem był Jan Ryczkowski. Co on ze mną przeżył. Naśmiewali się z niego, że mu się super laska trafiła do szkolenia. Mówili, że nie poradzi sobie z takim kursantem i nic z tego nie będzie. A on, podobnie jak Józef Napora, instruktor od teorii, poradził sobie. Pomimo wątpliwości znajomych, wyszkolili mnie. Potwierdzeniem jest zdany egzamin – mówi kobieta.

 

Egzaminacyjne drobnostki

Pani Stanisława nie zdała egzaminu na prawo jazdy za pierwszym podejściem. Stwierdza, że nie pamięta ile razy podchodziła. – Za każdym razem uwalali na drobnostkach. Raz za niezapięty pas. Drugim razem nie do końca spuściłam dźwignię ręcznego. Oblałam też za najechanie na linię, tylko wtedy była zima i śnieg ją zasypał. Egzaminator pamiętał gdzie jest, a ja skąd miałam wiedzieć. On jeździ tam codziennie. Ja jechałam pierwszy raz – tłumaczy pani Stanisława. Kobieta cieszy się, że ma prawo jazdy. Nie chodzi jej o samo jeżdżenie. Ważniejsze, że marzenie, które miało nigdy się nie spełnić zostało zrealizowane. Niebieski citroen saxo już stoi na podwórku. To prezent od córki. – Automat – podkreśla pani Stanisława.

 

Solidny uczeń

– Pani Stanisława była solidnym uczniem. Razem z instruktorami wykazali się ogromną determinacją i cel osiągnęli. Cieszy, że wspólnie udało się nam pomóc w realizacji jej zamierzenia. Jest sprawnym kierowcą. Świadczy o tym godzinna jazda po stosunkowo trudnym dla ruchu Przemyślu – podkreśla W. Ochota. – Szkolimy także osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Motywujące jest, gdy dostajemy informację od poruszającego się na wózku inwalidzkim, że dzięki nam poznaje świat jadąc własnym samochodem. Każdego można wyszkolić. Trzeba tylko obustronnej wytrwałości i zaangażowania. Nasi instruktorzy mają to na uwadze, a przypadek pani Stanisławy potwierdza, że jak się chce, to można – dodaje.

 

Erka