W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego…- tymi słowami zawsze rozpoczynał swoje kazania ks. dziekan Władysław Prucnal w kościółku Św. Ducha w Jarosławiu. Ich prostota, a zarazem poparte życiem przykłady przez lata skłaniały wiernych do refleksji nad szarą codziennością. W noc Zmartwychwstania Pańskiego, 4 kwietnia 2021 roku ksiądz dziekan odszedł od nas pozostawiając smutek, a zarazem wdzięczność.
Ks. dziekan Władysław Prucnal pojawił się na łamach Gazety Jarosławskiej w tamtym roku, gdy przybliżaliśmy jego życie. Nie było ono dla księdza łatwe, a kilka razy otarł się nawet o śmierć. Był niezwykle ceniony we wszystkich parafiach, na których przebywał, zwłaszcza w Wiązownicy i Jarosławiu, gdzie spędził ostatnie lata swojego życia. – Nie da się określić, ile dał z siebie ludziom. Całym sercem był dla Boga i dla ludzi – mówi o księdzu Janina Pereszlucha, gospodyni, która opiekowała się nim przez ostatnie 26 lat. – Ksiądz był dla mnie jak ojciec i ja też tak go traktowałam. Zawsze gdy przychodził ktoś odwiedzić jego lub mnie to oboje przyjmowaliśmy gościa. Potrafił stworzyć wokół siebie wspólnotę – dodaje. – Zawsze był wdzięczny za ludzką pracę i potrafił docenić innych. Był bardzo ciepły dla wszystkich, serdeczny, bardzo otwarty na ludzi i nigdy nie narzucał innym swoich przekonań, ale pokazywał szacunek. Pamiętam, jak próbował nawrócić jednego człowieka, który świadomie odrzucał wiarę i zbawienie. Księdzu dziekanowi bardzo to na sercu leżało i próbował na różne sposoby zachęcić go do zmiany poglądów, ale gdy tamten wprost zadeklarował, że nie zmieni zdania, zostawił go w spokoju – opowiada Janina Pereszlucha.
Stosowny żarcik
Szczególnym szacunkiem i przywiązaniem darzą księdza jego parafianie z Wiązownicy. – To był nie tylko cudowny kapłan, ale również przyjaciel, który uczestniczył w radosnych przeżyciach i trudnych chwilach naszych rodzin. Zawdzięczamy mu wyjście z trudnych do udźwignięcia przeżyć. Mogę powiedzieć, że wyprosił liczne cuda, których doświadczyła moja rodzina – mówi ze wzruszeniem pani Leonarda Zarzecka z Wiązownicy. Jej syn, Bogdan Zarzecki, zaangażowany był w tworzenie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży pod wodzą ks. Władysława. – Pod jego przewodnictwem KSM w Wiązownicy był jednym z najprężniej działających w Archidiecezji Przemyskiej. Można śmiało powiedzieć, że w swych działaniach ks. dziekan wyprzedzał swoje czasy. Tak jak św. Jan Paweł II, miał łatwość nawiązywania kontaktu z młodzieżą. Zawsze miał stosowny żarcik pomagający zrozumieć mądrość, którą chciał przekazać – wspomina syn pani Leonardy. – Był wymagający, a równocześnie dawał maksimum swobody. Wszyscy wiedzieli, że dostają pakiet zaufania, którego nie można przekroczyć. Wystarczyło, że powiedział „Tylko mi tam za bardzo nie baciarzyć” i tyle wystarczyło by nas utrzymać w ryzach – dodaje. Księdza miło wspominają także jego parafianie w Jarosławiu. – Księdza Władysława poznałem w latach 70-tych poprzez mojego ojca, który pracował wtedy jako taksówkarz i cieszył się dużym zaufaniem księży. Był wtedy proboszczem parafii w Wiązownicy. Później, gdy czynił posługę kapłańską w kościele pw. Św. Ducha w Jarosławiu więź pomiędzy nim, a moimi rodzicami się zacieśniła i była kontynuowana po ich śmierci przez moją rodzinę, a ks. Władysław był traktowany jak członek naszej rodziny – mówi Zygmunt Woźniak, parafianin księdza dziekana z Jarosławia. – Zawsze uśmiechnięty, serdeczny, pogodny w duchu, o niespożytej sile i energii, zawsze nastawiony na pomoc drugiemu człowiekowi i potrafiący zrozumieć jego wnętrze. Taki na zawsze pozostanie w naszej pamięci ks. Władysław – dodaje parafianin.
Zatroskany o ojczyznę
Ksiądz Władysław był gorliwym patriotą. Zawsze go interesowało co się dzieje w Polsce i był zatroskany o ojczyznę. Potrafił się cieszyć z jej sukcesów, a gdy źle się działo to bardzo to przeżywał. Mówił, że nigdzie indziej nie mógłby żyć. – Kiedy był młody, to uwielbiał wojsko, ale pragnieniem było zostać księdzem. Gdy pisał podanie do seminarium, to użył stwierdzenia „usilnie proszę o przyjęcie”, żeby podkreślić swoje chęci. Pamiętam, jak pewnego dnia przyszła do niego rodzina, aby odprawił mszę za narodziny bliźniaków. Kiedy spotkał się z rodziną po paru latach, zapytał się bliźniaków który chce zostać księdzem. Jeden powiedział, że chce być policjantem, a drugi, że strażakiem, na co ks. dziekan się tylko roześmiał – opowiada pani Janina Pereszlucha. – Drugi raz użył stwierdzenia „usilnie proszę” w swoim testamencie, kiedy prosił o pochówek w Wiązownicy, miejscu szczególnie mu bliskim ze względu na wieloletnią posługę proboszcza i zżycie się z mieszkańcami – dodaje.
– Każdy z nas także otrzymał talenty, zadania i misję od Boga do wypełniania. Niech ks. prałat Władysław będzie nam wzorem jak wypełniać wolę Bożą. Naśladujmy, go w wypełnianiu swojego powołania, i my kapłani i wierni świeccy, abyśmy wszyscy kiedyś usłyszeli: sługo dobry i wierny wejdź do radości Twego Pana! – mówi ks. prał Marian Bocho, proboszcz parafii Bożego Ciała w Jarosławiu, której podlegał kościółek Św. Ducha, gdzie ks. Władysław spędził ponad 19 lat swojej emerytury. – Nie obawiam się tego, co przyniesie jutro, bo dobrze przeżyłem swoje życie – tak rok temu podsumował 93 lata swojego życia ks. dziekan Władysław Prucnal i oto rok później, w noc, w którą Chrystus zmartwychwstał, odszedł od nas w opinii świętości. Pożegnaliśmy księdza, a przede wszystkim człowieka, który swoją osobą i postawą ubogacił życie duchowe kilku pokoleń i za to możemy czuć wielką wdzięczność.
Sebastian Niemkiewicz