Nagrodzili najlepsze prace

19 maja w Szkole Podstawowej w Wiązownicy został rozstrzygnięty XIV Gminny Konkurs na najlepszy reportaż, esej lub felieton pod tytułem: „Dziura w sercu”.

 

W piątkowym rozstrzygnięciu, oprócz autorów nagrodzonych prac, wzięli udział: wójt Gminy Wiązownica Krzysztof Strent, przedstawiciele lokalnych mediów Dominika Prokuska (Gazeta Jarosławska) oraz Ewa Kłak-Zarzecka (Ekspres Jarosławski), a także dyrektor Szkoły Podstawowej w Wiązownicy Agnieszka Kukułka, nauczyciele odpowiedzialni za przygotowanie uczniów do konkursu: Marta Krowiak, Beata Skowrońska, Beata Walerianowicz-Hemperek, Mieczysława Ciurko, Lucyna Litwin i Agnieszka Pieniążek – pomysłodawczyni konkursu.

Równorzędne I miejsce zajęli: Wojciech Buła z Piwody i Aleksandra Krzemień z Mołodycza.

II miejsce ex aequo przypadło w udziale Adrianowi Naspińskiemu z Wiązownicy i Patrycji Kuczkowskiej z Zapałowa. Na III miejscu ex qequo znalazły się Amelia Kijanka z Piwody oraz Weronika Korba z Wiązownicy. Wyróżnieni zostali: Sara Bojarska, Dominika Biały oraz Barbara Tryniecka.

Uczestnicy otrzymali podziękowania, dyplomy i nagrody ufundowane przez wójta Gminy Wiązownica. Upominki dla zwycięzców przygotowali również przedstawiciele mediów.

Organizatorem konkursu pod patronatem wójta Gminy Wiązownica była Szkoła Podstawowa im. Księdza Stanisława Sudoła w Wiązownicy.

DP

 

Co z tą dziurą w sercu?

Wojciech Buła

klasa VIII Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Piwodzie z Filią w Cetuli

Opiekun: Beata Skowrońska

 

 

 

Muszę napisać felieton. Właściwie to nie muszę, ale wiadomo, jak to jest. Koniec ósmej klasy, walka o oceny, punkty do średniej szkoły, wzrok pani z polskiego, no i jeszcze mama przyświecająca mi przykładem starszego brata. Ech….

A ja mam czternaście lat i o felietonach pojęcie raczej zielone. Szczególnie na taki temat. Dziura w sercu…. Jak mam to rozumieć? Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to przykład heroicznych bohaterów, którzy na kartach literatury oddawali życie za ojczyznę. Dziura w ich sercach była bardzo dosłowna, ociekająca krwią i stanowiła wynik bliskiego spotkania z kopią, sztyletem lub kulą pistoletu. Coś mi mówi jednak, że nie o taką dziurę chodzi.

Opierając się na własnych doświadczeniach. mógłbym napisać o dziurze, która stała się traumą mojego dzieciństwa. Co prawda, nie była ona tak drastyczna jak u średniowiecznych rycerzy, ale jednak uprzykrzyła mi życie. Wykryta przypadkowo w trzeciej klasie choroba serca na jakiś czas pozbawiła mnie beztroskiego biegania za piłką, szaleństwa z kolegami na orliku i wyścigów na rowerach. Do tego jeszcze cała rodzina chuchała i dmuchała na mnie, żebym przypadkiem nie spocił się za bardzo, wchodząc po schodach albo jedząc zupę. Dzięki lekarzom ze szpitala w Prokocimiu i odważnej decyzji rodziców naprawiono mi serce i uznano za zdrowego. Dziura, która tak naprawdę wcale nie była dziurą, została załatana.

Co jeszcze może przedziurawić serce? Dziwne, że na to od razu nie wpadłem. Nic tak nie dewastuje tego mięśnia jak strzała Amora. Nie jestem pewien, czy chciałbym tu pisać o moich szkolnych koleżankach, ale potwierdzić mogę, że chociaż rana po strzale bywa dotkliwa, to jednak szybko się zabliźnia. Dużo więcej szkody może zrobić serce pęknięte lub złamane.

Właściwie nie wiem, co mieli na myśli autorzy tematu. Co miałoby być tą dziurą w sercu dla chłopaka takiego jak ja? Może dziura to coś, czego nam brakuje? Coś, co nam nie daje spokoju, za czym tęsknimy, co nas gryzie? Dorośli uważają, że dzisiejsza młodzież żyje beztrosko i przyjemnie. Wypominają nam, że mamy dużo więcej niż oni w naszym wieku. Ich zdaniem nie mamy żadnych problemów, ale za to za mało obowiązków. Spędzamy za dużo czasu przed ekranami, rywalizujemy między sobą w grach komputerowych, z rówieśnikami przebywamy częściej wirtualnie niż w rzeczywistości. Może mają rację. I może to właśnie jest tą naszą dziurą? Myślę, że każdy ma jakąś dziurę w sercu. I pewnie dla każdego będzie ona czymś zupełnie innym.

Wydaje mi się, że najważniejsze, by tę dziurę starać się czymś zapełnić. Nie ma takiej rany, na którą nie znalazłby się jakiś plaster, tylko trzeba spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, co tym plastrem mogłoby być…

 

„Jak pisał poeta – śpieszmy się…”

Aleksandra Krzemień

klasa 7, Szkoła Podstawowa w Mołodyczu

Opiekun: Beata Walerianowicz-Hemperek

 

 

 

Pewnego wieczoru siedziałam na łóżku, otworzyłam książkę i zaczęłam czytać. Nagle przybiegła do mnie moja siostra, dała mi telefon do ręki i kazała odebrać, bo od babci.

– Ola trzymaj, babcia! – wywrzeszczała Julka.

– Co tam?

– Dzwonili ze szpitala, dziadziowi się pogorszyło – poinformowała babcia.

– Co się stało?

– Mówili, że zatrzymało się serce.

– A wiesz coś więcej? – zapytałam przerażona.

– Nie wiem, będziemy z mamą jechać do szpitala.

– To zadzwoń, jak będziesz wiedzieć coś więcej.

– Dobrze – odparła babcia i się rozłączyła.

Z niecierpliwością czekałam na wiadomości od babci Zosi. Przypominałam sobie wakacje, gdy dziadek siedział przed domem, czytał gazetę, a my z siostrą bawiłyśmy się w chowanego. Czasami podpowiadał mi, gdzie ukryła się Julka. To była nasza wspólna tajemnica, choć pewnie siostrze też wskazywał moją kryjówkę, zawsze traktował nas dobrze i miał dla nas czas. Lubiłyśmy spędzać z nim wakacje, wówczas dużo z nami rozmawiał, zabierał nas nad rzekę, a w drodze powrotnej na lody. Najlepsze były naleśniki w wydaniu naszego dziadka.

Nie dopuszczałam myśli, że mojego dziadka mogłoby zabraknąć, byłam niespokojna. Czekałam z niecierpliwością na telefon, a przed oczami ciągle miałam jego obraz. Gdy przyjeżdżałam do niego, mogłam z nim porozmawiać, pożartować dziadek był dla mnie kimś ważnym. Czasami się nawet z nim kłóciłam, nie zawsze miałam rację, ale mogłam do niego przyjść, pomógł mi, był niezawodny. Teraz miałoby go zabraknąć, nie wyobrażałam sobie tego. Nagle telefon zadzwonił. Mama przekazała mi smutną wiadomość:

– Dziadkowi się pogorszyło, nie mógł oddychać. Nie udało go się uratować – przerwała, po czym dodała – dziadek nie żyje.

Przez chwilę nie mogłam zebrać myśli. W głowie się kotłowały tylko trzy słowa: „Dziadek nie żyje”.

W mojej mamy rodzinnym domu bez dziadka jest kompletnie inaczej. Smutno, pusto, praktycznie nie ma się do kogo odezwać. Wydaje mi się, że najbardziej śmierć mojego dziadka przeżyłam ja i moja ciocia – siostra mojej mamy. Bardzo nam go brakuje. Gdy go ostatni raz widziałam był przygnębiony. Mówił, że go wszystko boli, chyba przeczuwał najgorsze. Nie chciał umierać, walczył dla nas i dla wnuka Tymka, który właśnie się urodził.

Ostatnio minął rok, jak widziałam dziadzia. Jeśli przychodzę do niego na cmentarz, wydaje mi się, że jest on gdzieś blisko, każdy by chciał, aby do nas wrócił.

25 lutego 2023 roku była pierwsza rocznica jego śmierci. Trudno uwierzyć, że już minął rok, od kiedy nie ma go z nami. Ogromna pustka pozostała, czas nie zdołał wypełnić wyrwy w sercu spowodowanej odejściem dziadka. Był on dla mnie bardzo ważny.