Na drugim brzegu

Drugi most na Sanie rodził się od lat i wielu miało okazję pokazać, jak wiele robią, by przeprawę stworzyć. Teraz wbito łopaty i mogliśmy zobaczyć, jak wielu ojców ma ta inwestycja. Cieszą się tatuśkowie mostu, bo znowu ich pokazują, a to przed wyborami ważniejsze niż sama budowa. Zapowiadają, że za trzy lata będzie gotowy i wtedy zobaczymy, jak wygląda historyczna inwestycja i poznamy komfort jazdy bez korków i utrudnień.

Most będzie. To prawie pewne. Ma kosztować 190 mln zł. To już nie do końca wiarygodne, bo wystarczy popatrzeć, jak władze Jarosławia kombinują, starając się domknąć ciągle rosnące kosztorysy planowanych inwestycji i wykonawcy na bulwary znaleźć nie mogą. W to, że budowa zakończy się w 2025 r., mało kto uwierzy. Nauczono nas przecież, że mosty są najczęściej nad rzekami, a większe inwestycje otwierane są w okresie przedwyborczym. Czyli oficjalnego otwarcia drugiej przeprawy przez San należy się spodziewać w 2027 r.

Na tym polega demokracja w lokalnym wydaniu. Gdyby wprowadzono króciutkie kadencje, mielibyśmy kraj mlekiem i miodem płynący z osiemnastą emeryturą, elektrykiem plus i podatkiem minus. Gdyby były kadencje dożywotnie, to mielibyśmy feudalizm. U nas jest tak między jednym i drugim, dlatego jedni mają za dużo, a inni kraj pańszczyźniany.

Prowadzone z publicznych, czyli naszych pieniędzy inwestycje mają nie do końca zrozumiałą przypadłość polegającą na tym, że ciągną się jak flaki z olejem. Są przy tym znacznie droższe niż takie same zadania robione prywatnie. Gdyby w podobny sposób, jak remontują chociażby drogę Pruchnik – Helusz, budowano mur chiński, to dzisiaj miałby tylko fundamenty.

Pomiędzy władzą i tworzonym przez nią wirtualnym światem a bytem duchowym są zwykli ludzie i jakoś muszą sobie radzić. Czasu nie zmienią, ale przynajmniej mogą go nie tracić w bezcelowej pogoni. Istnieć bez wody i jedzenia się nie da, ale wielu pokazuje, że żyć bez sensu można, robiąc przy okazji dobrą minę i czasem unikając swojego spojrzenia w lustrze. Można też sprawiać wrażenie, że jest się panem i ze spuszczonymi uszami i podkulonym ogonem lizać kogoś, kto może więcej. Można też żyć w zgodzie z sobą i mieć własne zdanie, zamiast powtarzać mądrości innych. To jednak nie jest zbyt dobrze postrzegane. Może dlatego, że będąc sobą bez względu na okoliczności, przestajemy wpasowywać się w przyjętą normę.

Dobrze sobie radzący wśród ludzi to ci, co mają majątek i władzę. Dla wysoko rozwiniętych społeczeństw takie atrybuty powinny być traktowane jako atawistyczne. Wynikają przecież z zasad rządzących wśród zwierząt. Tam każdy chce być przywódcą, być najedzonym i jeszcze pozostawić jak najwięcej potomstwa. U nas z tego ostatniego aspektu coraz częściej rezygnujemy, bo przeszkadza w realizacji dwu wcześniejszych. Nazywamy siebie panami świata, a różnice między nami i tymi co niżej, są tylko powierzchowne.

Roman Kijanka