Możliwe, że w dobrą stronę

Wielkimi krokami zbliża się wiosna. Już mamy pierwsze rozjechane żaby i pierwsze fiołki pod krzaczkiem, ale to nie znaczy, że od razu będzie cieplutko. Ci, co pospieszyli się ze zmianą opon i teraz widząc śnieg za oknem, doszli do przekonania, że można było poczekać wysnuli dobry wniosek. Bo w życiu jest tak, że zanim się coś zrobi, to warto pomyśleć. Rozumu wprawdzie należy używać bez przesady, bo nadmiar szkodzi, ale czasem trzeba, inaczej grozi mu atrofia, czyli zanikanie organu nieużywanego. Przykładów myśleniowej zapaści spotykamy coraz więcej. Biją po oczach z telewizorów, internetów i innych publikatorów.

Rząd się chwali, że pomaga uchodźcom nawet bardziej niż oni sobie tego życzą, a ciągle mamy apele o zbiórkach podstawowych produktów i prośby, by włączyć się wolontariatu. Pojawia się pytanie, czy to góra wzięła na siebie wsparcie dla uciekających przed bombami, czy może zwykli ludzie. Ciągle słyszymy o nowych pomysłach, jak wesprzeć Ukrainę a Rosję na dno gospodarcze sprowadzić. Chcieliśmy dać im swoje samoloty, by mogli się skuteczniej bronić, ale nie wypaliło. Teraz zapowiadamy, że kurek gazowy i zawór ropociągu, a nawet zwrotnicę węglową zamkniemy i Rosja z torbami pójdzie. My sprowadzimy surowce z Ameryki albo Afryki. I pojawia się kolejne pytanie. Czy decydenci nie wiedzieli wcześniej, co się w Rosji dzieje, a teraz nie widzą, że chociażby w Wenezueli, potędze naftowej Ameryki Łacińskiej, ludzie z głodu umierają. Konflikt za ścianą dokucza. Na innym kontynencie już nie.

Ponad dwa tysiące lat temu Horacy zalecał, by cieszyć się życiem. U nas przychodzi ostatnio na myśl hasło wykorzystuj tragedię. Nie oceniam. To zrobi historia, ale natychmiastowy koniec pandemii mimo tego, że wirus nadal dokucza, zastanawia. Mówią, że gospodarczo jesteśmy w czołówce, a galopująca inflacja to skutek koronawirusa, wojny i niecnych zagrywek innych państw. Możliwe, że to prawda. Jak mówi pan Sasin, to ogólnoświatowa specyfika, z którą musimy się zmagać. Prezes Narodowego Banku Polskiego przewidział wszystko i na wszelki wypadek zarobił w ubiegłym roku 1,11 mln zł. Tak na wszelki wypadek, jakby więcej gorsza potrzebował, bo o finanse Polski dba, ale koszula bliższa ciału.

Lokalnie też jest podobnie. Niby wszyscy działają wspólnie dla dobra ogółu, ale patrząc głębiej, to każdy sobie. Miasto Jarosław sobie. Powiat jarosławski sobie. Radny X chociaż trzyma z radnym Y, to jak widziałby zysk w tym, że kolegę podpieprzy, skorzystałby bez wahania. Wiedzą, że dobre słowo nie ma takiego przebicia, jak szukanie zaczepek idą więc zgodnie z przywoływanym ostatnio powiedzeniem – chcesz pokoju szykuj się do wojny. Dla dobra społecznego to robią, a jeśli ktoś niewinnie ucierpi, to pretensji mieć nie powinien, bo w tej zabawie tak się dzieje.

W ubiegły piątek przed jednym z jarosławskich hoteli stały spięte łańcuchem i z blokadami na kołach dwa busy na zachodnich numerach rejestracyjnych. Ciekawe, czy u nich tak strasznie kradną i zabezpieczyli je z przyzwyczajenia, czy panuje opinia, że u nas złodziej na złodzieju i trzeba auta powiązać. Życie jest pełne pytań.

Roman Kijanka