Wójt Gminy Wiązownica Krzysztof Strent nie ma teraz lekko. Musi mierzyć się z dużym kryzysem medialnym, w którego tle jest wątek osobisty. – Ktoś ewidentnie chce mu zaszkodzić, zdyskredytować jego osobę, przy okazji uderzając w całą gminę – mówi radny Ernest Kasia. Od kilkunastu dni Wiązownicę monitorują kamery ogólnopolskiej telewizji.
Za oknem zimowa aura, tymczasem w Wiązownicy wrze. Temperaturę rozgrzewają ataki medialne skierowane na gminny urząd, na czele którego stoi Krzysztof Strent. Dostaje się też radnym, próbującym wyjaśniać sprawę. Nagrania z ukrytych kamer prywatnego spotkania pokazała ogólnopolska stacja telewizyjna, budując narrację sensacji. Jej dziennikarze w ostatnich dniach często niezapowiedziani pojawiają się w Wiązownicy, czego sami byliśmy świadkami umawiając się uprzednio z wójtem na rozmowę. – Wygląda to jak jakiś nalot. Nie zwracają uwagi, czy odbywa się jakieś spotkanie, czy wójt ma w tym momencie np. jakąś naradę, po prostu wpadają i nagrywają – mówi jeden z urzędników Gminy.
Nagrania z ukrytej kamery
K. Strent wygrał w cuglach przedterminowe wybory na wójta Gminy Wiązownica. W decydującej fazie pokonał Marię Tabin-Matusz, która po rezygnacji Mariana Ryznara z tego stanowiska, pełniła funkcję gminnego komisarza. Od początku postawił na dialog i współpracę. Poprawił relacje z lokalnymi parlamentarzystami, nawiązał kontakty z samorządowcami. Pod jego skrzydłami Gmina zaczęła szybko się rozwijać. Infrastruktura drogowa, kanalizacja, sport, turystyka, można by wymieniać sporo. Zarówno w Wiązownicy, jaki całej gminie dużo się dzieje. Radawa znowu zaczęła tętnić życiem. Tylko kilka dni temu udało się oddać do użytku kolejny odcinek drogi Surmaczówka – Zapałów. Trwają prace przy modernizacji stadionu piłkarskiego w Wiązownicy, który może stać się jedną z wizytówek gminy. – Można śmiało powiedzieć o samych pozytywach. Niestety chyba komuś się to nie podoba, ktoś chyba zazdrości – podkreśla Ernest Kasia, radny gminy i prezes Klubu Sportowego Wiązownica. W ostatnich tygodniach Urzędem Gminy mocno zainteresowała się jedna z ogólnopolskich stacji telewizyjnych. Pokazała na swojej antenie program, wykorzystując w nim między innymi materiały nagrywane ukrytą kamerą z prywatnej imprezy z udziałem wójta, sekretarz gminy i niektórych pracowników urzędu oraz wypowiedzi tajemniczego informatora. Dziennikarze telewizyjni z kamerami pojawili się między innymi na jednej z sesji rady gminy, przerywając ją i zadając pytania zebranym. Pojawił się wątek osobisty wójta, próba wymuszeń natychmiastowych odpowiedzi, wszystko było nagrywane. Oberwało się między innymi wspomnianemu E. Kasi, który próbował wyjaśniać sprawę najpierw na sesji, potem na parkingu przed urzędem. – Na placu parkingu wyszło niezręcznie. Przyznam, że zdenerwowała mnie cała ta sytuacja. Niepotrzebnie jednak wdałem się w dyskusję, ironizowałem. Kamery to nagrały i poszło w eter. Telewizja wybrała niestety tylko to, co było dla niej korzystne. Redaktor łapał mnie za słowa, wszystko zostało odpowiednio zmontowane. Absolutnie nie zgadzam się jednak z tym co pokazano w programie. Widać wyraźnie, że ktoś próbuje zaszkodzić wójtowi, zdyskredytować jego osobę w opinii publicznej, przy okazji uderza w cała gminę – opowiada E. Kasia.
Będą kolejne materiały?
Jednym z zarzutów kierowanych przez dziennikarzy ogólnopolskiej stacji telewizyjnej do wójta Strenta jest zorganizowanie dla pracowników urzędu imprezy integracyjnej sfinansowanej z funduszu socjalnego, na którym rzekomo miał pojawić się alkohol. – Spotkanie dla naszych pracowników mieściło się w katalogu wydatków socjalnych, a to co robili uczestnicy prywatnie i na co wydają swoje pieniądze, to już ich sprawa. Zapewniam, że alkohol z funduszu nie był wydatkowany. Dodam jeszcze, że zarówno ja jak i radni naszej gminy nie byliśmy poinformowani przez redakcję o chęci przeprowadzenia wywiadu ze mną czy też zadawaniu pytań radnym. Dziwi mnie fakt, że pytania zostały do nas skierowane dopiero trzy dni po emisji programu. W mojej ocenie nie tak powinny wyglądać standardy dziennikarskie – wyjaśnia szef Gminy Wiązownica. Bardzo ważną kwestią, o której w materiale telewizyjnym nie ma mowy jest zastraszanie wójta i wiadomości, które otrzymał jeszcze przed emisją programu. – Wiadomości dotyczą moich prywatnych spraw, ale sugerują, że nadawca mógł wiedzieć szybciej o planowanych nagraniach – tłumaczy K. Strent. Wójt wspomina też o tym, że jest śledzony i tak naprawdę do końca nie wie, czy ktoś nie wykorzysta jeszcze czegoś z jego życia osobistego, tym bardziej, że telewizja zapowiada kolejne materiały. – Mój prywatny czas po za godzinami pracy nie ma wpływu na wykonywanie moich obowiązków, dowodem na to niech będzie ciężko i efektywnie przepracowany ostatni rok na rzecz gminy – podsumowuje K. Strent.
TOST