Kolędowanie w czasach PRL

Święta Bożego Narodzenia to niewątpliwie piękny okres w roku. Kiedyś nieodłącznym elementem tego święta byli chodzący po domach kolędnicy. Jak to było w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej? – Widać było ich z daleka na zaśnieżonych drogach. Zazwyczaj pierwsza osoba niosła kolorową gwiazdę, symbolizującą gwiazdę betlejemską. Rozlegała się też muzyka za sprawą muzykantów. Uwagę przykuwały piękne, starannie wykonane stroje – mówi Henryk Sobczak z Żuklina.

 

Kolędników było zawsze kilku, a nawet kilkunastu. Chociaż była to spora grupa ludzi, to chętnie byli wpuszczani do domów. Jedną z form kolędowania były przedstawienia. Kolędnicy mieli przygotowane takie przedstawienie, poprzedzone wieloma godzinami prób. Stroje na tę okazję wykonywali własnoręcznie. Przywiązywali to tego bardzo wielką wagę. Szczególnie bogato prezentował się strój króla Heroda. Przedmioty były również bardzo dobrze wykonane. Jeśli chodzi o gwiazdę to jej szkielet zrobiony był zwykle z metalu. Osadzony na drzewcu i obklejony kolorową bibułą. Wewnątrz znajdowała się świeczka. – W skład naszej grupy kolędników wchodził przeważnie Żyd, dwóch ministrów, był dziad, diabeł, anioł, śmierć i król Herod. Był też akordeonista. Do domów pierwszy szedł Żyd i pytał się gospodarza, czy nas wpuści. To musiała być bardzo rozmowna osoba, z aktorskim talentem. Mówił pięknymi słowami do domowników np.: „Wielcy domu panowie”. Ale nie tylko słowa, ruchy też były tu bardzo ważne. Gdy zostaliśmy wpuszczeni trzeba było zorganizować sobie miejsce. Potrzebne było krzesło dla króla. Minister mówił: „Dajcie tron dla króla Heroda… Niech król Herod zasiędzie i panował na nim będzie”. Król zaczynał rolę słowami: „Jestem królem i panem ziemia mi poddaną…”. Miał błyszczącą koronę, zdobioną pelerynę i pastorał wyklejony złotkiem. Ministrowie byli jednakowo ubrani, mieli przy boku szable, a na głowach hełmy, które nazywaliśmy czakami. Diabeł miał oczywiście widły i jego zadaniem było przeszkadzanie. W ogonie miał powtykane szpilki, tak samo, jak Żyd w brodzie. Dawało się je po to, by nikt nie ściągnął, nie oderwał części przebrania. Nieraz zdarzało się, że ktoś chciał oderwać Żydowi brodę, albo ogon diabłu, ale jak się pokuł to dawał spokój. Przedstawienie trwało dość długo, ale ludzie cieszyli się z tego. Wyczekiwali na nas, atmosfera była zawsze bardzo wesoła – opowiadał Henryk Sobczak z Żuklina, który odgrywał rolę króla Heroda. Ta piękna tradycja bożonarodzeniowa niestety zanika w dzisiejszych czasach.

 

Marcin Sobczak