Kiedyś to było! Czyli „Sylwester” wczoraj i dziś

Jak zawsze z końcem roku przybliżamy się do prawdopodobnie najhuczniejszej imprezy, czyli „Sylwestra”. Wszędzie, bez względu na kulturę, świętuje się go bardzo wzniośle i z pompą. Czy ktoś pamięta jak to było kiedyś?

 

Kiedyś to się bawiło! Dziś ludzie już tak nie umieją – krótko podsumowuje Tadeusz Słowik, jarosławski restaurator z ponad 30 letnim stażem. – Każda zabawa była w tamtych czasach jedyną rozrywką. Każdy mógł być sobą, tej atmosfery nawet nie da się opowiedzieć. Impreza była wpisana w świąteczny okres, ludzie urządzali sobie prywatki, a w naszej restauracji odbywały się jedne z pierwszych zabaw sylwestrowych – dodaje. Czasy po transformacji zastały ludzi wygłodzonych zabawy i kolorów, koniec roku był jedną z okazji, gdzie można było odczuć wolność prawdziwszą, realną tu i teraz. Niewiele trzeba było, by ludzie się zachwycili, dobrze ubrany stół, ładnie wystrojone wnętrze i trochę towarzystwa, a zabawa kręciła się sama. – Ludzie nie mogli się nadziwić naszymi dekoracjami na bal. Były serwetki, specjalne talerze, nawet ułożenie stołów budziły ciekawość gości. Wtedy Sylwester był okazją by się bawić i spotkać, zdarzało się nam robić i bale na 1000 osób. Pamiętam jak przy hali MOSiR zrobiliśmy pierwszy w mieście pokaz sztucznych ogni – wspomina restaurator. – Na zabawie pojawiali się często różni artyści, czasem były to zespoły z pokazem tanecznym, czasem iluzjonista, który robił sztuczki dla gości, zawsze coś się działo – przypomina sobie. Czy było to spowodowane brakiem internetu i głodem zabawy, czy może po prostu ludzie inaczej patrzyli na świat, łatwo jednak zauważyć, że jakość zabawy była dużo lepsza. Każda okazja była niezwykła i miała własną atmosferę, dziś nawet święta to dla wielu po prostu wolne lub okazja by pojechać na narty.

 

Pamiętam jak w jeden dzień organizowałem cztery Sylwestry, a miałem tylko jednego żuka i musiałem wszystko przygotować. Trzy zabawy były w Jarosławiu, a jedna w Radymnie, razem 1350 osób. Gdyby dziś ktoś mi powiedział, żeby takie coś zrobić, to bym się roześmiał, musiałbym chyba mieć ze stu kelnerów! – wspomina Tadeusz Słowik. – Ale inne były czasy i każdy pomagał, więc wszystko się udało. Ludzie chcieli się przede wszystkim bawić, nieważne były poglądy polityczne, najważniejsze było bycie razem i składanie życzeń, które trwało do drugiej, trzeciej nad ranem. Obcy ludzie, nieważne na jakich stanowiskach, często się u nas poznawali i znajomości przetrwały do dziś – dodaje. A jak będzie wyglądał tegoroczny „Sylwester”? Czy będzie tylko zwykłą dyskoteką, jak co tydzień? Jak byśmy go nie spędzali niech to będzie czas, który będzie dla nas wyjątkowy.

Sebastian Niemkiewicz