Jesienna herbatka

W ubiegłym tygodniu zakończyło się głosowanie na projekty do jarosławskiego budżetu obywatelskiego. Pomysłów, jak prawie co roku, wiele, także było z czego wybierać – w przeciwieństwie do sąsiedniego Przeworska, gdzie mieszkańcom chyba ta forma brania udziału w życiu miasta nie bardzo odpowiada. Jedni wybierali więc samodzielnie, inni dla świętego spokoju podpisywali to, co podsuwali im inni, mniejszą lub większą siłą perswazji. Nie sposób nie zauważyć, że pewne grupy są nieco bardziej uprzywilejowane w zbieraniu głosów, choć i tak wiele dał zmieniony kilka lat temu regulamin. Wiadomo, że społeczności szkolne, grupy kibiców, czy wspólnoty kościelne głosy zbierają w sposób bardziej, powiedzmy, zdyscyplinowany i w sumie nie można im tego zabronić. Jeszcze niedawno nawet covid nie przeszkadzał w chodzeniu po domach sąsiadów tylko po to, by dziecko do szkoły zaniosło jak największą liczbę podpisanych kart do głosowania. Oczywiście było to dobrowolne działanie, nagradzane punktami za zachowanie, ale z kolei niewzięcie w tym procederze udziału rodziło co najmniej niewygodne pytania powodujące u dziecka poczucie wykluczenia. Nie na tym to chyba jednak powinno wszystko polegać.

W lasach i nie tylko, wszędzie grzyby. Internet wprost pęka od fotografii wielkich okazów i złośliwie komentujący zauważają, że od lat takich nie widzieli i z pewnością są one napromieniowane. Wprawdzie informacji o skażeniu nikt nie podaje, ale kto tam wie. Nawet jak nie napromieniowane, to przynajmniej i tak jakieś podejrzane. Są też tacy, co straszą ludowymi wierzeniami, że gdy grzybów dużo, będzie wojna, albo ciężka zima. Albo jedno i drugie, bo przecież się nie wykluczają, a nieszczęścia jak wiadomo, chodzą parami. Podsumowując, lepiej więc nie cieszyć się ze swojego szczęścia i takich grzybków nie zbierać – piszą jedni, podczas gdy drudzy już wracają z kolejnymi koszami darów lasu. Trzeba się spieszyć, zanim rządzący wpadną na pomysł opodatkowania grzybów lub obwarują zbieranie ich takimi warunkami, że nam się odechce.

Co do zabobonów, ostatnio na jednej z lokalnych stron ogłoszeniowych pojawiło się dość intrygujące zapytanie o kogoś, kto przelewa wosk nad dzieckiem, bo dziecko się boi. Nie, że się boi wosku, ale w ogóle i ten wosk ma go wyleczyć. Trzeba tylko umiejętnie przelać, żeby szkody nie narobić, jak z Rozalką w piecu zostawioną na trzy zdrowaśki. Osoba takowa się nie zgłosiła, a przynajmniej nie w sposób oficjalny, choć znalazło się nawet kilka tropów, że „ktoś coś słyszał”. Może miejsce do poszukiwań zdesperowani rodzice wybrali zbyt nowoczesne?

Inni, też na ogłoszeniach, szukają kierowców parkujących pod przeworskim szpitalem, do pozwu zbiorowego przeciw pszczołom z pobliskich uli, które według ich teorii zostawiają na autach „lepką, żółtą maź”, może miód? Chcą żądać od szpitala zwrotu kosztów za myjnię samochodową. Może więc zamiast się złościć i grozić innym, zeskrobać sobie trochę z dachu, zaprawić jesienną herbatkę i wypić ją dla uspokojnienia pod ciepłym kocykiem?

Dominika Prokuska