Niezmiernie nam miło z powodu listu, jaki w ostatnim czasie otrzymaliśmy od pana Janusza R. Bodzonia, który na stałe zamieszkuje w New Britain (miasto w Stanach Zjednoczonych, w stanie Connecticut). Pan Janusz odnalazł w naszej gazecie reklamę sklepu swojego dziadka, którą w jednym z wydań, zamieściliśmy w rubryce „Gazeta z Lamusa” (strona 2 Gazety Jarosławskiej). Pan Janusz podzielił się z nami historią swojej rodziny i wspomnieniami jakie wiąże z Jarosławiem. Treść listu prezentujemy poniżej. Mamy nadzieję, że zainteresowany nie będzie miał nam tego za złe. Kto wie, być może wśród naszych Czytelników są osoby, które pamiętają pana Janusza, bądź nawet jego dziadka?
„Szanowna Redakcjo!
Było mi bardzo miło zobaczyć w jednym z wiosennych wydań „Gazety Jarosławskiej” kopię reklamy sklepu mojego Dziadzia Stanisława Bodzonia, która to była umieszczona w „Gazecie” w 1937 r. Dziadziu mój miał w Jarosławiu prężnie rozwijającą się firmę elektro-techniczną „Futurum”, która składała się z dwóch warsztatów, sklepu. Dziadziu zaczął budować dom (na końcu ul. Matejki), w którym na parterze od strony ulicy w dwóch dużych pomieszczeniach miał być zlokalizowany salon ekskluzywnych żyrandoli zaś z tyłu w drugiej części parteru według projektu, kancelaria, pomieszczenie dla warsztatu elektrycznego, pokój dla pracowników i część sanitarna. Niestety wraz z wybuchem wojny została jedynie częściowo wykończona część mieszkalna na 1 piętrze. Kilka lat po wojnie dom został podzielony na 4 części, przystosowany do mieszkań, gdzie zamieszkiwało z rodzinami trzech synów Dziadzia. Między innymi ja też w tym domu się urodziłem. Dzisiaj z rodziny zostało tylko kilka potomków rozrzuconych „po świecie”.
Dziadziu wygrał przetarg na wykonanie całkowitej instalacji elektrycznej na rozpoczętej budowie lotniska w Krośnie. Była to nie tylko duża kwota pieniędzy, ale przede wszystkim prestiż, gdyż Dziadzia firma została wybrana z kilku podobnych. Między innymi ze Lwowa. Firma zakładała instalacje w okolicy i ówczesnym woj. lwowskim, kończąc erę lamp naftowych. W wielu domach, głównie w miastach zaczęły się pojawiać radioodbiorniki. Firma istniała w mocno ograniczonym zakresie podczas okupacji. W 1950 roku UB kazało firmę rozwiązać i zlikwidować sklep (pod groźbą aresztowania). Później mój Dziadziu był przez pewien czas wykładowcą w ZSZ oraz prowadził wiele kursów różnego rodzaju na terenie miasta. Po likwidacji firmy i sklepu Dziadziu sprzedał wyposażenie warsztatów, a część, głównie sklepu przeniósł do piwnic domu. Mieliśmy duże piwnice z wysokimi stropami. Będąc małym chłopcem pamiętam, jak Dziadziu odrestaurował ekskluzywne żyrandole i trzy z nich wiszą w muzeum w Jarosławiu. Jego hobby to była budowa łódek, żaglówek i katamaranów. Spędzałem z nim Nim co roku całe lato na Sanie. Dzisiaj zostały tylko wspomnienia, które „Gazeta Jarosławska” przypomniała.”
EK